Kiedyś była to zwykła grota skalna.
W niej to św. Franciszek urządził pierwszy żłóbek w Kościele
w noc Bożego Narodzenia 1223r. Pod mensą ołtarza – skała, na
której św.Franciszek położył na sianie figurkę Bożego
Dzieciątka, a obok umieścił żywego wołu i osła. Przed żłobem
ustawiono prowizoryczny ołtarz, przy którym brat Leon odprawił w
pamiętną noc mszę św., Franciszek zaś wygłosił okolicznościowe
kazanie do licznie zebranych ludzi z całej okolicy.
br. Grzegorz Filipiuk OFMCap.
Szanowni Państwo
Chciałbym przedstawić inicjatywę
artystyczną, która z dniem dzisiejszym inauguruje swoją
działalność pod nazwą Bractwo św. Franciszka. Idea powstania
grupy narodziła się w tym roku w Greccio podczas pasjonującej
pielgrzymki szkolnej w której dane mi było uczestniczyć . Jak się
potem okazało historia oraz duchowość biedaczyny z Asyżu wydała
mi się szczególnie odpowiednia dla naprawy, odrodzenia z upadku
duchowego cywilizacji europejskiej w którym właśnie uczestniczymy.
Nie jestem teoretykiem sztuki, zdecydowanie pewniej władam pędzlem
niż piórem, w związku z tym proponuje na początek cytat autorstwa
W.J. Koraba-Karpowicza na temat genezy innego upadku oraz rewolucji
jaka miała miejsce kilkaset lat temu , a która związana była
właśnie z osobą św Franciszka:
"Okres renesansu określany jest
często jako przejściowy między średniowieczem a czasami
nowożytnymi. Choć jest to z pewnością czas, W którym następuje
zmiana ludzkiego poglądu na świat, określenie to może być
mylące.Jako formacja umysłowa, w której dominującą rolę odgrywa
prąd humanizmu, renesans stoi bowiem w opozycji zarówno wobec
średniowiecza, jak i nowożytności. Zafascynowanie starożytnością
prowadziło twórców renesansowych do odrzucenia tradycji
średniowiecznych w nauce i sztuce, ale nie prowadziło ich jednak do
nowożytnej laickości, ani do reformacji. W istocie renesans to
przebłysk kultury antyku wzbogaconej doświadczeniem
chrześcijańskim. Jest jednym z największych wzlotów ducha
ludzkiego w historii cywilizacji zachodniej. Ten wzlot, tak jak lot
Ikara, kończy się jednak druzgocącym upadkiem. Koniec renesansu i
początek nowożytności wyznacza reformacja i wojny religijne w
Europie, a także powstanie obrazu świata gdzie nie ma już miejsca
dla nadprzyrodzoności."
Jak wiemy z
historii sztuka rozwijała się dalej, inspirowana nowymi
wydarzeniami a także rozpędzona genialnymi dziełami malarstwa
protorenesansowego czy renesansowego. Stopniowo jednak wkradało się
do niej wyjałowienie duchowe które doprowadzało do banalizacji,
zagubienia, upadku dnia dzisiejszego. Mimo to "paliwa"
starczało jeszcze na wiele lat. Jednym z twórców rozpoczynających
rewolucję artystyczną tej epoki był włoski malarz włoski Giotto
di Bondone
, wielki propagator duchowości
Franciszkańskiej. W opracowaniach dotyczących genezy renesansu
wskazuje się na inspiracje antykiem, znudzenie scholastyką,
niderlandzkie wynalazki technologiczne( malarstwo olejne). Na
dalszym miejscu napomyka się czasem o pewnym wpływie duchowości
franciszkańskiej powstałej jeszcze w XIII w. Jednak to właśnie
Giotto wraz z całą elitą artystyczną Toskanii tworzył swoje
dzieła nie przy okazji ale pod ogromnym wpływem św. Franciszka i
jego rewolucyjnej idei. To nie były tylko obrazy na zamówienie ale
cała ideologia która odmieniła nie tylko życie religijne ale całą
kulturę europejską z góry na dół (a może właśnie z dołu do
góry). Malarstwo, literatura, filozofia - wszystkie te dziedziny
zanotowały erupcje inwencji właśnie na gruncie zauroczenia
biedaczyną z Asyżu.
tak pisze o tym okresie
Korab-Karpowicz:
"Historycy życia umysłowego
podkreślają że w dobie renesansu przedmiotem zainteresowania staje
się człowiek. Jednak rzadko kiedy określają, na czym ten "zwrot
ku człowiekowi" polegał. Dla czołowych humanistów ten zwrot
nie oznaczał, jak się często błędnie uważa, zeświecczenia,
lecz wręcz odwrotnie, pogłębienia religijności-odejścia od
sformalizowanego pojmowania religii, jakie reprezentowała umysłowość
scholastyczna późnego średniowiecza. Zanim stało się określeniem
stylu w sztuce, albo powrotu do dziedzictwa starożytności,
słowo"renesans" albo "odrodzenie" miało więc
znaczenie religijne. Wyrażało ideę odrodzenia człowieka. Hasła
podniesienia moralnego jednostki oraz pogłębienie jej stosunku do
Boga przez doświadczenie wewnętrzne bezpośredniego spotkania ze
Stwórcą, były głoszone już w XIII w. przez ruch religijny
zapoczątkowany przez św. Franciszka z Asyżu.Ideałami
franciszkańskimi przepełniony był między innymi największy
artysta włoski XIV w. Giotto di Bondone (1267-1337)"
Wpływ ten nie zakończył się wtedy
ale trwał przez wszystkie lata z większym lub mniejszym natężeniem
aż do dnia dzisiejszego. Zawsze kiedy odzywało się gdzieś jego
echo dochodziło do poruszenia artystycznego chociażby takiego jak w
okresie Młodej Polski w literaturze.
Św. Franciszek jest jednak moim
zdaniem szczególnie predestynowany do
tej funkcji właśnie teraz. Jego świadectwo ma niezwykłe walory
uzdrawiania, reprezentuje również najbardziej zagubione cnoty
niezbędne do życia. Egzystencja w XXI wieku wydaje się dla wielu
życiem w apogeum ludzkich dokonań i możliwości. Zasobność
materialna krajów najlepiej rozwiniętych, często o wielkich
tradycjach, poparta efektownym poziomem technologicznym może wydawać
się wymarzonym czasem, szczytem ludzkich dokonań. Jak jest wszyscy
wiemy. Ludzie w młodym wieku prezentują kondycję duchową i
umysłową na marnym poziomie,często są zastraszeni i bezbarwni,
przyzwyczajeni do stadnych zachowań na rozkaz. Nic nie pomaga im
swoboda finansowa i szerokie możliwości techniczne. Dusze
przyzwyczajone do wygód i poszturchiwań politycznych nie potrafią
uwolnić wyobraźni. Boją się. Panuje koniunkturalizm, wymuszona
perwersja w surowej kontrkulturowej oprawie zbliżonej do mody
panującej w Chinach zeszłego wieku. Mózgi w mundurkach poprawności
politycznej. Ekran, drukarka i nożyczki. Wyobraźnię zastąpił
projektor, puste przestrzenie i desperacki ekshibicjonizm. Może
byłoby to jeszcze warte komentarzy czy
dyskusji gdyby nie było tak nudne i powtarzalne. Z drugiej strony
nurt cukierkowego kiczu inspirowanego wschodem, zniewieściałe
kolaże azjatyckich potworków duchowych mających zachwycać pseudo
egzotyką i przestraszać satanistycznymi motywami.Triumf Antykultury ogłaszany od lat
poraża pustką i bezradnością. Nie chcemy oglądać zwłok
chińskich dysydentów preparowanych w Holandii i wystawianych w
galeriach sztuki oraz galeriach handlowych na całym świecie.
Dobrze streścił to Krzysztof Karoń w dyskusji na forum
http://historiasztuki.com.pl
„Jeśli nie od stu lat, to
przynajmniej od pięćdziesięciu, artyści nie pokazują już
imponujących dzieł sztuki, ale wystawiają na pokaz własne flaki.
Nie jestem anatomopatologiem, ale głowę daję, że 99% ludzi flaki
ma niemal identyczne. Nie zaprzeczam, że często jest to ekspresja
rozpaczy, ale wszyscy rozpaczaliśmy, rozpaczamy, albo będziemy
rozpaczać. Coraz mniej mnie interesują flaki artysty i coraz
rzadziej zdarza mi się trafić na coś, co mi zwyczajnie imponuje
(nie chcę używać zbyt nadętej terminologii:). Ja mogę godzinę
patrzeć na ręce grającego pianisty, nawet przy wyłączonym
dźwięku. Ja takie ręce podziwiam i podziwiam takiego pianistę, bo
nawet jeśli ktoś ma łatwość grania, jaką przypisywano
Rubinsteinowi, to i tak swoje musiał odsiedzieć na czterech
literach przy klawiaturze. No, chyba że klastery i sonory. Proszę
zwrócić uwagę, że np. muzycy, który przecież przechodzili przez
wszystkie etapy awangardy, już dawno przestali "prowokować do
myślenia". Oczywiście nikt z nich nie wie, jaka ma być muzyka
przyszłości. Tego się nigdy nie wie. Jednak większość z nich
szuka, z różnym skutkiem, ale szuka. Część z tych, którzy
kiedyś "rzucili Europę na kolana" próbuje na stare lata
pisać muzykę nadająca się również do słuchania, a nie tylko do
oglądania na oscyloskopie. Coś w tym jest.”
Gołym okiem widać że Czegoś tu
brakuje. To nie możliwe żeby jednocześnie na całym świecie
wszyscy podobnie bredzili i nie mieli nic innego do powiedzenia. A
brakuje przede wszystkim tego co doświadczyłem osobiście w trakcie
tegorocznej pielgrzymki po sanktuariach franciszkańskich we
Włoszech. Wykute w skale sanktuaria w otoczeniu dzikiej przyrody.
Niespotykana cisza i spokój, wokół tylko skały i przyroda.
Chłodna szarość, żywa zieleń, miękkie i ciepłe drewno.
Wewnątrz pięknie malowane freski których każdy kolor mówi
wszystko co tylko jesteśmy w stanie dostrzec, czasem jakaś figurka,
uświęcone fragmenty ręcznie wypisane w wybranych miejscach, proste
drewniane meble zachowane w dobrym stanie od setek lat. Wizerunki
przedstawiają sceny z życia Chrystusa, Swiętej rodziny.
Przebywanie w takim miejscu leczy z każdą sekundą tysiące
zdewastowanych komórek nerwowych. Najprostszy wyraz wykuty w ścianie
zapada w pamięć na wieki. Każdy obraz, fragment płótna,
drewnianego krzesła, rysunku na ścianie przenika do duszy na zawsze
w postaci fantastycznego powidoku. W takich to warunkach, żywiąc
się naturalnymi produktami bez wygód, zaawansowanej technologii
oraz sztucznego wspomagania farmakologicznego skromni bracia tworzyli
zręby europejskiej kultury. Czytali, pisali, porównywali,
kontemplowali w modlitwie a nawet malowali czy tworzyli wynalazki.
Widziałem tam w niewielkiej salce m.in.
projektor na świecę z XIII w. który służył do wykładów. Nie
dostrzegłem zaś ani grama zadrukowanego papieru, zdjęcia,
milimetra reklamy w odległości kilkunastu kilometrów. Widziałem
tylko jeden monitor, przy laptopie konserwatora. Radio, telewizja?
Zapomniałem że coś takiego istnieje. Wokół co najwyżej śpiew
ptaków lub chorały gregoriańskie. Sam Bóg wszędzie.
W takich warunkach niewiele potrzeba
żeby odżyć, uleczyć nerwy i odzyskać spokój. Mózg zaczyna
kojarzyć i przypominać sobie dawno zapomniane fakty. Zmysły
odzyskują wrażliwość dziecka a wyobraźnia zaczyna zataczać
coraz większe kręgi, jak gołębie wypuszczone na wolność. I nie
ma wątpliwości że złe jest złe a dobre bardzo dobre.Tego właśnie
potrzeba współczesność dziś w każdych ilościach. I to nam
podpowiada św. Franciszek. Nawet gdybyśmy mieli zajmować się
pacykarstwem czy lepieniem garnków.
Marcin Kędzierski
W imieniu Bractwa św. Franciszka.