Życie kulturalne społeczeństwa
każdej epoki, nawet jednego pokolenia lub chociażby małego
środowiska, aspirującego do roli opiniotwórczej, podlega
nieustannym zmianom i ma swój wpływ na bieg historii. Związek ten
na co dzień być może niezauważalny a najczęściej lekceważony i
bagatelizowany nie tylko przez polityków czy ekonomistów, ale
również przedstawicieli samego świata kultury, jest niezwykle
istotny i brzemienny w skutkach. Wbrew pozorom to nie jest obojętne
czy obraz, który karmi naszą podświadomość z drugiego trzeciego
planu naszej codzienności, ma sens, czy jest tylko wygłupem,
dekoracją lub bluźnierstwem. Nie jestem teoretykiem psychologii
obrazu, ale wydaje mi się, że każdy obiekt bez względu na to, czy
jest czyjąś własną projekcją, czy jego obecność jest wynikiem
innych, niezależnych od nas okoliczności podlega z naszej strony
nieustannie analizie i zaprząta swą obecnością nasz umysł.
Dlatego ważną rzeczą jest kultura patrzenia i świadome
dobieranie, selekcja obrazów nam towarzyszących tak jak nie
powinien być przypadkiem dobór lektur, które budują nasz świat
intelektualny i duchowy. Mam na myśli również margines
eksperymentu, biorąc pod uwagę pozycje, które przed analizą mogą
wydawać się niewiadomą lub prowokacją. Przy mocnych podstawach
kulturowych i intelektualnych zgłębianie nowych horyzontów powinno
odbywać się z pożytkiem dla nas. Co, jednak jeżeli brak nam tej
równowagi, bazy, która buduje naszą świadomość lub kiedy ta
baza zostaje brutalnie złamana i zastąpiona dowolnym kalejdoskopem
propozycji ze światowego rezerwuaru popkulturowego. Wtedy pozostaje
błądzenie we mgle, z którego wydobyć nas może zimny prysznic
codzienności daleki od elitarnych salonów lub dobrej jakości
propozycja artystyczna, jaką przedstawił niedawno Krzysztof Klimek
w Otwartej Pracowni.
Czy można namalować dziś chałupę? Przystoi artyście
takie wyzwanie? Wschodnioeuropejskie wynalazki budowlane, zakomponowane
bezmyślnie przez ludzi prostych w jakże przewidywalnym i nieegzotycznym
krajobrazie. A może wstyd nawet się przyznać, że to nasza współczesna
odpowiedź na holenderskie pudełeczka całkowicie zarządzane przez
japońską elektronikę, z równym rytmem elektrycznych wiatraków na
horyzoncie. Co jednak powiedziałby na to jakiś malarz, niekoniecznie
krajowy, bo to wstyd, ale może zagraniczny. Tych, co prawda już niewielu
a najlepsi wymarli, jeżeli jednak malarstwo to przereklamowany relikt a
sztuka krajobrazu to przeżytek to czemuż nie możemy sobie podywagować.
Otóż co zrobiłby Paul Cézanne, gdyby zobaczył taki krajobraz. Czyż nie
jest to doskonały motyw dla tego mistrza kompozycji. Francuz szczególną
wagę przykładał do budowy płaszczyzny obrazu. Kompozycję konstruował w
matematyczny wręcz sposób z prostych o określonych kierunkach,
zbiegających się w punktach kulminacji i tworzących najprostsze bryły,
głównie trójkąty. Bryły i kierunki powodując wzajemne napięcia,
rytmicznie prowokują nasz umysł do refleksji. Taka kompozycja oparta o
strukturę trójkątów już sama w sobie jest ciekawa plastycznie, a
wzbogacona o kolor staje się niewyczerpanym źródłem zderzeń, kontrastów,
harmonii kolorystycznych. Taki kalejdoskop, dobrze zobrazowany przez
artystę za pomocą czytelnych gestów jest dla osoby wrażliwej na sztukę
wszystkich czasów nie tylko ucztą estetyczną, ale też kroniką
wyszukanych i naturalnych barw, zapachów, faktur czy materiałów. Barwy
ziemi, trawy, piasku czy betonu to pretekst do opisania miejsca
kształtowanego codziennie ludzką ręką, ze wszystkimi mankamentami,
pomimo przeciwności lub właśnie z wykorzystaniem walorów miejsca
stworzonego przez Boga. To właśnie on daje o Sobie znać, chociażby za
pomocą ciepłego światła wydobywającego z najlichszych nawet zarośli i
rowów, ukazując kolejne niezdefiniowane dotąd przez naukowców wartości pantone xx-xxxx.
Są tu też relikty ludzkiego umysłu w postaci nieporadnej architektury,
posiłkowanej najprostszymi materiałami dostępnymi w okolicy, ale i one w
swej strukturze wykazują cechy boskie, przemycając od czasu do czasu
jakiś ludowy wynalazek, który lepiej się sprawdza od promowanych
nowości.
Wszystkie te uroki dostrzec można na co dzień, choć nie jest
to łatwe. Wymaga jasnego umysłu i kultury obserwacji. Dobry malarz
pomaga zaobserwować i nazwać te wydarzenia w dostępną mu wrażliwością.
Dzięki Bogu są jeszcze tacy, którzy widzą cokolwiek poza ekranem
monitora. A ile jest jeszcze do zobaczenia On tylko raczy wiedzieć.
Gdzie go szukać ? Wszędzie. Klimek go dostrzegł w zwykłym wiejskim
krajobrazie.
Czy można namalować las? Temat arcypolski tak dobrze reprezentowany w
naszej literaturze jakoś dziwnie jest nieobecny we współczesnej
plastyce. Poza Leonem Tarasewiczem, który jak wiadomo, odwołuje się do białoruskiego pochodzenia, nasi rodzimi twórcy rzadko dostrzegają walor
tego charakterystycznego skarbu ziem polskich. Dobrze fenomen tego
wyjątkowego na skalę europejską bogactwa kulturowego opisuje w swym
eseju p.t. „W sprawie grzybobrania” słusznie chwalona za swój błyskotliwy
debiut Marta Kwaśnicka. Oto fragment tego tekstu:
„Krajobraz jest w
tradycji każdego narodu rzeczą szczególną. Wydaje się, że ten fakt
umyka polskim historykom. Książek próbujących odkrywać napięcie pomiędzy
tożsamością Polaków i kształtem ich krajobrazu wciąż jest u nas
niewiele. A taki związek istnieje - chociaż, prawdopodobnie, aby go
sobie uświadomić, trzeba wyjechać z Polski na dłużej. Trzeba
zatęsknić....wyobraźmy sobie młodego Polaka w Rzymie z czasów Michała
Anioła, godnie przybranego w czapkę uczonego i jednocześnie noszącego
długi płaszcz, szablę u pasa i wysokie buty opinające łydkę-co stało się
ulubionym stylem polskiej szlachty. Taki strój miał głosić ich
pochodzenie od antycznych wojowników z północno-wschodniej europy
pokrytej lasami i poprzecinanej rzekami, identyfikowanych przez Tacyta z
Sarmatami-opisuje z przejęciem Simon Schama w swojej znakomitej,
błyskotliwej książce „Landscape and Memory”. Owym Polakiem, który tak
godnie reprezentował w Wiecznym Mieście dumę sarmackiego pochodzenia,
był Mikołaj Hussowski (Hussovianus), poeta opisujący po łacinie piękno
puszczy rosnącej w Rzeczpospolitej i niezwykłą potęgę żubra. Skrawek
wielkiego, staroeuropejskiego lasu, ocalały na naszych ziemiach, stał
się - według Schamy- źródłem poczucia naszej narodowej odrębności. To z
tej perspektywy obywatel rzeczpospolitej Obojga Narodów mógł z dumą
spoglądać na głęboko ucywilizowane, południowe kraje, zupełnie
pozbawione pierwotnej dzikości... Niezgłębione knieje są więc niejako
źródłem poczucia polskiej wolności i niezależności. Widać to w leśnych,
powstańczych mogiłach i tradycjach walki partyzanckiej; widać w
najważniejszym dziele, jakie kiedykolwiek zostało napisane po polsku.
Wystarczy przejrzeć Pana Tadeusza, żeby przekonać się, jak ważną rolę
odgrywa w nim puszcza.”
Okazuje się, że zagubiliśmy po raz kolejny
wiarę w siebie i dopiero przykład z zagranicy wydobywa nas z otchłani
zakompleksienia oraz wyuczonego małpo naśladownictwa. To że Holendrzy
nie malują puszczy to jest zrozumiałe, ale Polacy ? Na szczęście nie
wszyscy i za to pochwała dla Krzysztofa Klimka, który śmiało wyrusza ze
sztalugą w plener, nie bacząc na lekceważące pomrukiwania salonu.
Czy można namalować pejzaż za oknem
? Można, sam to robię od lat. Dla malarza to, co za oknem jest
często pierwszą i najświeższą inspiracją. Nawet abstrakcjoniści
przyznają się do tego. Temperatura dnia, światło kształtujące
kolor i bryłę tej największej martwej natury jest i było
bezpośrednią inspiracją twórców wrażliwych na formę, którym
farby w pracy nie zawadzają. Jest jeszcze inny aspekt, równie
inspirujący, który zahacza już o drugi obok formy wyróżnik
sztuki-treść. Dostrzeże go bystry obserwator na każdym krakowskim
czy innym osiedlu. Mam na myśli życie rozgrywające się w pejzażu
rozpościerającym się za oknem. Jest to niezmiennie pasjonująca
czynność, tak spoglądać na anonimowych nawet ludzi, którzy, jak
w obrazach renesansowych Breughla czy bliższych nam czasowo i
geograficznie płótnach Gierymskiego zapełniają swymi codziennymi
czynnościami przestrzeń rozciągającą się między horyzontem a
naszym parapetem. Przestrzeń ta niczym mapa ma swoją
charakterystykę, kulminacyjne i strategiczne punkty jak np. szereg
parkingów czy sklep Alkohole 24 h na dobę. Podobnie jak w obrazie z
Gospodarstwem mamy tu do czynienia z mikrokosmosem bliskim nam czy
dalekim, ale na pewno dobrze znanym, w którym nie ma miejsca na
fałsz, przekaz jest dokumentalny. To jest najpewniejszy dziennik,
rejestrator, któremu możemy zaufać bez pudła w przeciwieństwie
do pudełek z monitorami masowo oglądanymi w dawnych czasach i dziś.
Obserwując świat za oknem, możemy sobie odpowiedzieć na pytanie,
czy słowa znanej Pani „żeby było tak dobrze, ja było
dotychczas” mają dla nas sens. I takie właśnie pytania stawia
też Klimek obok wielu innych, zakodowanych w odwiecznym języku
naszych dusz, którego znaczenie budowane przez wieki tradycji i
doświadczeń wcale nie jest dane na zawsze. Możemy go utracić lub
zastąpić dobrowolnie innym, wypracowanym na potrzeby propagandy,
komercji itp. Jest tego sporo i zaśmiecają nasze umysły dzień w
dzień. To tu rozgrywa się nasze życie, a nie w umysłach ideologów
kontrkultury, którzy zdominowali dziś dyskusję w bezradnym w
większości środowisku krytyki artystycznej, w którym tlą się
jeszcze ogniska buntu. Bez malarstw i otwarcia okien wszelkie dysputy
sczezną na niczym. Będzie tak jak jest-nuda. Czas zacząć prace
sezonowe. Otwórzmy okna i wyjdźmy w plener, wiosna za pasem. Więcej
powietrza !
„Prace sezonowe” - wystawa
Krzysztofa Klimka w Otwartej Pracowni (Maj, Czerwiec 2016)
Marcin Kędzierski