poniedziałek, 31 grudnia 2018

Pracownia Ignacego w starym szpitalu kolejowym na ulicy Lea 44



W szpitalu kolejowym wracali do zdrowia lub umierali pracownicy PKP. Barwny korowód poturbowanych
w życiowych zawieruchach i wypadkach losowych nieszczęśników. Kolejarze, konduktorzy, robotnicy...
na przykład Piotruś-bileter, rachityczny, błękitnooki blondynek o bladej skórze i sinawych ustach-niedoszły komandos
z nieoperacyjną wrodzoną wadą serca. Mdlał regularnie w łącznikach między wagonami. Reginka-bufetowa z Warsu, bardzo bujna z obfitym biustem, co dzień rano rysowała sobie starannie czarną kredką zalotny pieprzyk na prawym policzku. Uwielbiała tango, w szpitalu leczyła wieczne zapalenie żył głębokich i żylaki. Boguś-maszynista, krzepki, rumiany, po robocie lubił kufelek piwka wypić dla towarzystwa i samotnie. Żona umarła Mu na raka, a On ze zgryzoty dostał wylewu i prawostronnego paraliżu. Ruda Kazia-kasjerka, sucha i pochylona, z zastygłymi w wiecznym zdziwieniu brwiami i załzawionymi zielonymi oczami. Podobno zakochana bez pamięci w księdzu. W żaden sposób nie mogła wyleczyć paskudnej egzemy na obu rękach. Stefan i Józek, bracia, robotnicy kolejowi, niegdyś gwiazdy dyskotek, zaspali w robocie i nie zdążyli wyhamować drezyny, obaj po amputacji nóg powyżej kolan... Dobrze było tu pacjentom, duże okna, drzewa zielone wokół, dobre obiady wydawane co dzień z wielkich metalowych garów. W świetlicy piłkarzyki i telewizor- jak w sanatorium. Żal było wychodzić. 

A jednak ostatni pacjenci odeszli w 2005 roku. Jeszcze nie zdążył ulotnić się zapach perfum Reginki, a na korytarzu pozostał brudny talerz, kiedy zjawił się tam Ignacy ze swoim szpitalem i wypełnił przestrzeń sztalugami, płótnami, farbami, milionem, drobnych i większych przedmiotów, okaleczonych figur, gazet i zdjęć. Na parapecie stanęła w bieli i błękitnym welonie Maryja, poważna, spokojna i skupiona. Była tu u siebie. Opodal na szybie okiennej skłonił umęczoną głowę Chrystus, a pomiędzy Nimi „Igła” i „Orzeł”. W pracowni Ignacego panowała wolność, ale nie relatywizm, prawda odzyskiwała moc, dobro było dobrem, a zło złem. Martwi ożywali a żywi, nie żyjący naprawdę pojawiali się w błękitach... Tutaj lekceważeni, zapomniani, wyszydzani, odesłani w nieistnienie wracali do życia, opatrywali rany, wygładzali mundury, odzyskiwali godność i patrzyli z płócien. „Chcieli nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem

Na wystawie w genewskiej galerii Skopia, wśród 11 płócien abstrakcyjnych zawisł jeden figuratywny - obraz Świętej Faustyny. Pewna austriacka profesor sztuki, wykładająca w Brukseli, zafrapowana skomentowała ten fakt:
„Nie ma się czemu dziwić, przecież On jest z Polski”.

Ignacy Czwartos - malarz - lekarz dusz.


tekst: Joanna Jaczewska-Sharma
obraz: Marcin Kędzierski



środa, 31 października 2018

Świętych Obcowanie



Moja maleńka... pamiętam, kiedy wreszcie wypuszczono mnie ze szpitala marzyłam o tym, by iść na Twój grób. Pochowano Cię przecież beze mnie. 
Tato niósł w ramionach małą białą trumienkę.
Tęskniłam. 
Każdego dnia.
A zatem w chmurny, listopadowy dzień pierwszy raz zobaczyłam krzyż i białą, metalową tabliczkę z wypisanym Twoim imieniem - córeczki, której nigdy nie miałam tulić. Osunęłam się wtedy na ziemię i  długo płakałam...

To nie tak miało być!

Upłynęło wiele czasu nim pogodziłam się z utratą Ciebie, przyszli na świat Twój brat i siostra ... a ja pojęłam, że jesteś w najlepszym z możliwych miejsc, u Ojca, który kocha bezgranicznie a Ty prosisz za nami u Niego.
Córeczko, teraz, kiedy klękam przy Twoim maleńkim grobie i mówię do Ciebie, to wiem, że mnie słyszysz i w przedziwny sposób opiekujesz się nami...
Do zobaczenia, Gabrysiu - Twoja mama

Ps. I pamiętaj, pozdrów ode mnie Pana Staszka!






tekst: Joanna Jaczewska Sharma
obraz: Marcin Kędzierski

niedziela, 14 października 2018

Smród


Środa. Ciepłe kwietniowe popołudnie. Idę nieśpiesznie unosząc twarz ku słońcu. Jest naprawdę pięknie. Prześwietlona światłem wchodzę do kościoła
i od razu zanurzam się w aksamitny półmrok. Od bocznej nawy po lewej stronie niesie się szmer jakby szemrzącego strumyka. Przy ołtarzu Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych zgromadziło się już kilkanaście osób. Cicho i powoli odmawiają różaniec. Klękam i włączam się do tej wspólnej modlitwy. Po chwili dołącza do nas kapłan i rozpoczyna Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy...”O Matko, nie liczę na moje zasługi, ani na moje dobre uczynki, ale tylko na nieskończone zasługi Pana Jezusa i na Twoją niezrównaną miłość macierzyńską...” To pokorne wołanie unosi się ku miodowo-złocistym belkom sklepienia, ku białej gołębicy w błękitnym witrażu w szczycie dachu i ulatują dalej, na zewnątrz, ku górze...

Nagle ciężkie metalowe drzwi kościoła zatrzaskują się z hukiem. Do wnętrza świątyni głośno szurając wchodzi kobieta. Ma bardzo zniszczoną twarz, widocznego siniaka nad lewym okiem i rozczochrane jasne lub rude włosy, które obwiązała szmatą. Ogromne, brudne i powyciągane męskie spodnie przewiązała kawałkiem czerwonego sznurka. Towarzyszy Jej mężczyzna, bezzębny, choć widocznie młodszy, ubrany w dziurawy niebieski, drelichowy kombinezon z ogromną, żółtą plamą w kroku. Stanąwszy w progu zerwał z głowy spłowiałą bejsbolówkę ze złamanym daszkiem i wciągnął za sobą do wnętrza skrzypiący, zdezelowany dziecięcy wózek, na którym chybotał niebezpiecznie stary, lampowy telewizor. 


Nim oboje zbliżyli się do nas wyprzedził Ich smród. Zawiesisty, okropny odór niemytych od miesięcy ciał, moczu, skwaśniałego alkoholu i rozpaczy. Mimowolnie wstrzymuję oddech i rozglądam się wokół. Widzę zniesmaczone, zdegustowane i zawstydzone twarze… i całkiem puste spojrzenia, zupełnie bez wyrazu...

Kobieta parokrotnie próbuje bełkotliwie coś powiedzieć, ale Jej towarzysz ucisza Ją za każdym razem zasłaniając usta dłonią. W końcu Ona, odpychając Go wykrzykuje z rozpaczą:

- Proszę Państwa, proszę Państwa! Ja bardzo proszę, żeby Państwo pomodlili się do Pana Jezusa... 
żeby On w końcu uwolnił nas od tego alkoholizmu, bo my... nie możemy już tak dalej żyć!!!

Zapadła cisza. Cisza, która ukazała całą prawdę o nas, o mnie, o małości, uprzedzeniach, braku 
miłości...  Po chwili ksiądz podjął Nowennę. Kobieta i mężczyzna głośno szurając ruszyli w kierunku wyjścia ciągnąc za sobą skrzypiący wózek z chyboczącym niepewnie starym telewizorem.
I nie wiem, kto w tym kościele naprawdę śmierdział? 


tekst: Joanna Jaczewska Sharma
obraz: Marcin Kędzierski

niedziela, 26 sierpnia 2018

Głód



...u Św. Katarzyny wypełnionej po brzegi znajduję miejsce z tyłu, w samym kącie, mając tuż przy twarzy umęczone stopy Jezusa. Wzruszam się tą niezwykłą bliskością, opieram czoło o kojąco chłodną, kamienną ścianę, kładąc dłoń na drzewie krzyża....




Kryształowo-błękitne niebo, rozgrzane słońcem lipy i jaśminy, piwonie i róże pachną oszałamiająco...sunący powoli strumień ludzki zdaje się nie mieć końca...z twarzy bezwzględne południowe słońce wydobywa całą prawdę o dwoistości natury, głęboko ocienione oczy i jaśniejące czoła i policzki...dławiący i odświętny zapach kadzidła, śpiew i modlitwa, dźwięki trąbek, tub i klarnetów rozlewają się szeroko ponad głowami, dachami domów i ulicami ulatując prosto ku Ojcu...Ostatni odcinek....klękam na rozpalonym asfalcie i kłaniam się nisko Najdroższemu Ciału i Najświętszej Krwi.




Na samym środku skrzyżowania Ojciec Tomasz unosi wysoko monstrancję z Najświętszym Sakramentem i błogosławi ludzi, miasto, świat...  Czuję, jak po skroni spływa mi strużka potu. A może to Jego Krew




... Obok mnie mama z dziećmi próbuje okiełznać wszędobylskiego synka. „Franiu, zobacz, Pan Jezus jest takim Potężnym Królem, że samochody zatrzymały się dla Niego”... Franek stanął na palcach wyciągnąwszy szyję, a potem niezadowolony zaczął skakać wyżej i wyżej, żeby przyjrzeć się Temu Królowi... Boże, daj mi głód i niecierpliwość tego Frania, niech nie mogę ustać w miejscu z pragnienia ujrzenia Ciebie, dotknięcia Ciebie, kochania Ciebie, niech skaczę i wyciągam ręce mając pewność,
że tam jesteś i przygotowałeś mi miejsce...




tekst: Joanna Jaczewska Sharma
obraz: Marcin Kędzierski

poniedziałek, 14 maja 2018

W imieniu prawa


Dziś w Liverpoolu odbędzie się  pogrzeb Alfiego Evansa. Chłopiec cierpiał na niezdiagnozowaną chorobę neurologiczną. Wbrew woli rodziców został odłączony od respiratora. Propozycja opieki ze strony włoskich lekarzy została z niezrozumiałych powodów odrzucona przez szpital Alder Hey. Alfie zmarł 28 kwietnia.

Przypomnijmy, że sąd w Wielkiej Brytanii zdecydował, że dwuletni Alfie Evans ma zostać odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Jego rodzice nie chcieli jednak do tego dopuścić i walczyli o życie chłopca do samego końca wszelkimi sposobami. Wbrew woli rodziców, pomimo protestów i przyznania włoskiego obywatelstwa, lekarze podjęli jednak decyzję o odłączeniu 23-miesięcznego chłopca od aparatury medycznej. Przewidywali, że umrze kilka minut później. Tak się jednak nie stało. Alfie Evans oddychał samodzielnie. Wtedy lekarze próbowali innego sposób, aby uśmiercić chłopca: zabraniając podawać mu tlen, wodę i pożywienie. 

czwartek, 1 marca 2018

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane.
[...] Wyglądał jak żywy człowiek, który śpi. Ładnie opalona twarz. Głowa była przechylona na lewo, nie mieścił się w białej trumnie z prostym wiekiem. Ręce wciąż były piękne, złożone i przyciśnięte do lewego boku.


Ze wspomnień matki i narzeczonej obecnych przy ekshumacji.

Jan Rodowicz „Anoda”, żołnierz „Szarych Szeregów” i AK, Powstaniec Warszawski. Aresztowany w wigilię 1948 r. Zmarł rok później 7 stycznia 1949 r. w wyniku brutalnego śledztwa w siedzibie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w wieku 26 lat. Prawdopodobnie podjął próbę ucieczki, chciał uciec przez okno. Po tej próbie wściekli ubecy skoczyli mu na klatkę piersiową z biurka. Kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Profesor Grzywo Dąbrowski twierdził, że Janek miał wgniecioną klatkę piersiową, nie miał natomiast obrażeń twarzy, które powinny powstać w czasie upadku.

Obraz z cyku „Bohaterowie zbiorowej wyobraźni współczesnej Polski w 100 lat po odzyskaniu niepodległości”, namalowany w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2019.



Polecamy ...

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. ...