niedziela, 14 października 2018

Smród


Środa. Ciepłe kwietniowe popołudnie. Idę nieśpiesznie unosząc twarz ku słońcu. Jest naprawdę pięknie. Prześwietlona światłem wchodzę do kościoła
i od razu zanurzam się w aksamitny półmrok. Od bocznej nawy po lewej stronie niesie się szmer jakby szemrzącego strumyka. Przy ołtarzu Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych zgromadziło się już kilkanaście osób. Cicho i powoli odmawiają różaniec. Klękam i włączam się do tej wspólnej modlitwy. Po chwili dołącza do nas kapłan i rozpoczyna Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy...”O Matko, nie liczę na moje zasługi, ani na moje dobre uczynki, ale tylko na nieskończone zasługi Pana Jezusa i na Twoją niezrównaną miłość macierzyńską...” To pokorne wołanie unosi się ku miodowo-złocistym belkom sklepienia, ku białej gołębicy w błękitnym witrażu w szczycie dachu i ulatują dalej, na zewnątrz, ku górze...

Nagle ciężkie metalowe drzwi kościoła zatrzaskują się z hukiem. Do wnętrza świątyni głośno szurając wchodzi kobieta. Ma bardzo zniszczoną twarz, widocznego siniaka nad lewym okiem i rozczochrane jasne lub rude włosy, które obwiązała szmatą. Ogromne, brudne i powyciągane męskie spodnie przewiązała kawałkiem czerwonego sznurka. Towarzyszy Jej mężczyzna, bezzębny, choć widocznie młodszy, ubrany w dziurawy niebieski, drelichowy kombinezon z ogromną, żółtą plamą w kroku. Stanąwszy w progu zerwał z głowy spłowiałą bejsbolówkę ze złamanym daszkiem i wciągnął za sobą do wnętrza skrzypiący, zdezelowany dziecięcy wózek, na którym chybotał niebezpiecznie stary, lampowy telewizor. 


Nim oboje zbliżyli się do nas wyprzedził Ich smród. Zawiesisty, okropny odór niemytych od miesięcy ciał, moczu, skwaśniałego alkoholu i rozpaczy. Mimowolnie wstrzymuję oddech i rozglądam się wokół. Widzę zniesmaczone, zdegustowane i zawstydzone twarze… i całkiem puste spojrzenia, zupełnie bez wyrazu...

Kobieta parokrotnie próbuje bełkotliwie coś powiedzieć, ale Jej towarzysz ucisza Ją za każdym razem zasłaniając usta dłonią. W końcu Ona, odpychając Go wykrzykuje z rozpaczą:

- Proszę Państwa, proszę Państwa! Ja bardzo proszę, żeby Państwo pomodlili się do Pana Jezusa... 
żeby On w końcu uwolnił nas od tego alkoholizmu, bo my... nie możemy już tak dalej żyć!!!

Zapadła cisza. Cisza, która ukazała całą prawdę o nas, o mnie, o małości, uprzedzeniach, braku 
miłości...  Po chwili ksiądz podjął Nowennę. Kobieta i mężczyzna głośno szurając ruszyli w kierunku wyjścia ciągnąc za sobą skrzypiący wózek z chyboczącym niepewnie starym telewizorem.
I nie wiem, kto w tym kościele naprawdę śmierdział? 


tekst: Joanna Jaczewska Sharma
obraz: Marcin Kędzierski

Brak komentarzy:

Polecamy ...

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. ...