[...] Wyglądał jak żywy człowiek, który śpi. Ładnie opalona twarz. Głowa była przechylona na lewo, nie mieścił się w białej trumnie z prostym wiekiem. Ręce wciąż były piękne, złożone i przyciśnięte do lewego boku.
Ze wspomnień matki i narzeczonej obecnych przy ekshumacji.
Jan Rodowicz „Anoda”, żołnierz „Szarych Szeregów” i AK, Powstaniec Warszawski. Aresztowany w wigilię 1948 r. Zmarł rok później 7 stycznia 1949 r. w wyniku brutalnego śledztwa w siedzibie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w wieku 26 lat. Prawdopodobnie podjął próbę ucieczki, chciał uciec przez okno. Po tej próbie wściekli ubecy skoczyli mu na klatkę piersiową z biurka. Kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Profesor Grzywo Dąbrowski twierdził, że Janek miał wgniecioną klatkę piersiową, nie miał natomiast obrażeń twarzy, które powinny powstać w czasie upadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz