niedziela, 24 października 2021

Ziemia Maryi


Jak spędzić miło czas, aby nie tylko się dobrze bawić czy zrelaksować, ale doświadczyć „czegoś niezwykłego”. Przeżyć coś i zapamiętać na lata. Są tacy którzy preferują wydarzenia masowe, nawet w mniejszym gronie ale na dużą skalę. Letni wieczór w pubie na skraju osiedla, w doborowym towarzystwie przy piwie, mocniejszych trunkach też, jakiś ważny mecz ulubionej drużyny, reprezentacji. Albo koncert na wielkim stadionie gwiazdy światowego formatu po dramatycznym wyścigu za wejściówkami, niekoniecznie Health Pass. A może coś oryginalnego, spacer po nieznanych zaułkach wielkiego miasta, poprzez dachy, opuszczone klatki schodowe, malowniczą przystań, wrakowisko nad rzeką, lub kameralny wieczór w genialnie usytuowanej małej knajpce, kawiarni z widokiem na przestrzeń usypiającego o zachodzie miasta, koniecznie w  towarzystwie kogoś wyjątkowego . 

Ja tym razem zdecydowałem się na coś bardziej niecodziennego. Wybrałem się na pielgrzymkę autokarową 80 km za miasto, do odległej mazowieckiej wioski Nowa Osuchowa. Biały autokar,  jak setki innych podobnych, wypełniony grupą miłych, sympatycznych kobiet, adoratorek Maryi, oraz nas trzech, może czterech panów z kierowcą i niepodrabialnym księdzem Krzysztofem. Pani Zenia prowadząca ten święty wyjazd, z nieukrywana satysfakcją przedstawiła nam owego przesympatycznego kapłana, pełnego werwy, nawet może nieco zbyt energicznego, zadbanego, szczupłego mężczyznę w czarnym sweterku i czarnych rurkach. Już na wstępie powierzył nas on Opiece Bożej i przywołał wspomnienie ks. Popiełuszki - jego ukochanego patrona. Potem ze swadą zawodowego przewodnika dzielił czas na modlitwę Różańcową, przeplataną ekspresyjną konwersacją, inspirowaną własnymi obserwacjami. Wspomniał na przykład jak to ostatnio kolejny raz dał się namówić młodej parze na udzielenie sakramentu małżeństwa, na nowy, modny sposób.  Młodzież mnie lubi, często proszą, więc zgodziłem się. Oni teraz, proszę państwa urządzają przyjęcia w stylu amerykańskim, tatuś przyprowadza pannę młodą pod rękę. Pan młody i kapłan czekają już do uroczystego ślubowania ale to wszystko … bez Eucharystii! A goście uczestniczą w ceremonii siedząc przy zastawionych jadłem stołach, z kieliszkami w dłoniach! Gdzie tam jest Bóg, gdzie skupienie, gdzie powaga! Ostatni raz dałem się namówić na takie bezeceństwa! “ 

Po kilku godzinach dotarliśmy do Nowej Osuchowej, gdzie przywitał nas na podwórku swojego uroczego siedliska - pustelni ksiądz Michał Dłutowski. Pustelnik z wyboru, do którego docierają wciąż nowe pielgrzymki nie dając mu się oddać bez reszty modlitwie. Jak sam powiedział o sobie, zapytany w jakimś wywiadzie: „Jestem w tym miejscu, aby wypraszać przebłaganie za grzechy jakimi obrażany jest Bóg. Szczególnie modlę się za ojczyznę naszą, aby - jak przysięgał cały naród Polski - była rzeczywistym królestwem Jezusa Chrystusa i Maryi”. Czyżbym go znał z przeszłości, przemknęła ulotna myśl. Niewielki trawnik, skromna drewniana chałupka i piękny drewniany Krzyż z Panem Jezusem. A to wszystko w najbardziej dziewiczym, zielonym terenie jaki widziałem od lat. Niespotykane miejsce, otoczone puszczą i mokradłami ,dzikie, bezludne prawie. Pobliskie tereny są mało zaludnione z powodu słabej nie żyznej gleby, a nieliczne małe okoliczne wioski zamieszkują ludzie prości i ubodzy. 

Maryja mówi, że to miejsce sobie upodobała. Jest ono też piękne dzięki bujnej, nie dającej się całkowicie podporządkować człowiekowi przyrodzie. Ziemia i powietrze są czyste, nie zniszczone przez chemię. Można tu głęboko oddychać lekko wilgotnym powietrzem, bez smogu. To tu wśród stawów, na podmokłym terenie pełnym szuwarów i traw Matka Boża przyszła do dziewczynek po wodzie. Objawiła się podając swoje imię - Służebnica. 

Objawień było kilka, najbardziej znane miało miejsce 2 czerwca 1910 r. kiedy to Maryja ukazała się trzem dziewczynkom wracającym z lekcji religii. Odziana w białą suknię przepasana błękitną szarfą, nad głową miała 15 białych róż. Róża jest symbolem wdzięczności i wynagradzania Jezusowi za cierpienie. Liczba 15 wskazuje na ukryte rany, których doznał Jezus jeszcze przed Droga Krzyżową. Trzy dni później Matka Boża ukazała się po raz kolejny, tym razem Mariannie Andryszczyk i przekazała swoje orędzie. Wezwała do szczerego nawrócenia i modlitwy różańcowej. Ukazywała się jej również w roku 1914, tuż przed I Wojna Światową jako Matka Niepokalanie Poczęta wypowiadając słowa :

Zagniewany jest Mój Syn na cały świat, wymierzona już kara na ludzkość. Powiedz wszystkim to, co ci mówię. Ci wszyscy, co na to miejsce przyjdą i polecać się będę Mojej opiece- nie zginą (...) w tej wiosce nie spłonie ani jeden dom-nie będzie uszkodzony (...) a gdyby nawet kogo kula przeszyła, szkodzić mu nie będzie i nikt od wypadku nie zginie. Ja jestem z wami i po wszystkie wieki tu pozostanę. Matka Boża zachęcała też, by ludzie tu przybywający korzystali z wody, która wypływa ze strumienia oraz z płótna, które błogosławi. 

Czyńcie pokutę i nawróćcie się szczerze do Stwórcy i Pana, bo inaczej zginiecie. Przychodźcie tu licznie, a wielkich łask Bożych doświadczy każdy, ktokolwiek tu przybędzie z wiarą i miłością i pozdrowi mnie modlitwą różańcową. Miejsce to od wieków jest wybrane na chwałę moją i Syna mojego. Tu stanie nie tylko świątynia, tu będzie też stolica Króla Polski. Oczy całego Świata zwrócone będą na to miejsce, gdyż jak ogonek w jabłku pośrodku się znajduje, tak to miejsce na kuli ziemskiej. Tu będzie Sąd Boski - Dolina Jozafata.

Na miejscu objawień w Nowej Osuchowej przy krzyżu same powinny się zgiąć kolana, aby z wiarą, nadzieją i miłością prosić Maryję o szczególne łaski. To jest miejsce święte, które przed wiekami zostało przez Boga przeznaczone dla Niej. W kolędzie śpiewamy że bydlęta klękają przed Bogiem, który objawia się w Jezusie. Cóż dopiero my grzesznicy, pokornie żałujący za grzechy, powinniśmy uczynić, kiedy sam Bóg przychodzi do naszego ubogiego wnętrza duszy człowieka. 

Nowa Osuchowa to Ziemia Maryi. Pan Bóg wybrał to miejsce aby to Ona tu panowała. Chcę przez to przywrócić Polakom ich własność, którą utracili lub utracą przez grzech, jak Izraelici stracili ziemię obiecaną kiedy zaczęli czcić Baala. Maryja chce z tego miejsca przywracać utraconą godność i mienie Polaków, utraconą Polskę przywrócić do roli jaką przeznaczono jej do odegrania w dziejach zbawienia ludzkości. Ona pragnie na nowo przygarnąć te swoje dzieci, które chcą się Jej powierzyć. Chce je wyrwać ze szponów satanistycznej cywilizacji, która w imię demokracji posługuje się terrorem i wyrywa Boga z serc młodzieży przez współczesne fałszywe ideologie. Maryja przypomina, że przyczyną zagubienia ludzi jest pycha. To stawianie siebie ponad Bogiem co zawsze kończy się bezbożnością i pogaństwem, ostatecznie zaś rozpaczą i samotnością. Ludzka pycha doprowadziła też do zamętu nawet na szczytach Kościoła. Usiłuje się Maryję - matkę Żywego Słowa z niego usunąć, wyrwać z serc dzieci. O tym Maryja mówiła w licznych objawieniach,  choćby w Fatimie. To skarga bardzo aktualna, współcześnie wskazuje na bardzo popularne w kościele postawy modernistyczne, inspirowane często protestantyzmem lub ruchem pentakostalnym. W objawieniu z Akita Matka Boża przestrzega :

Działanie szatana przeniknie nawet do tego stopnia, że będzie można zobaczyć kardynałów sprzeniewierzających się innym kardynałom, i biskupów występujących przeciwko innym biskupom, kapłani którzy mnie czczą, będą wyszydzani, i prześladowani przez współbraci … świątynie i ołtarze będą plądrowane. Kościół będzie pełen tych, którzy pójdą na kompromis, a szatan będzie kusił wielu kapłanów i osoby konsekrowane, by opuściły służbę Panu. 

Pycha tak dalece zawładnęła ludzkością, że chwałę, jaka należy się Bogu, ludzie przywłaszczyli sobie. Podobnie jak wszelka umiejętność i wynalazki techniki, są uznawane za jedną zasługę i własność ludzi. A pozbawione bożej inspiracji, stają się szybko narzędziem egoistycznej dominacji i zniewolenia. 

Z drugiej strony, Pobożność jest rzadko spotykaną cnotą, a ci , którzy ją praktykują, są wyśmiewani i wyszydzani. Osoba pobożna jest posłuszna natchnieniom Ducha Świętego i z żarliwością chce oddawać cześć Bogu. Czyni to przez praktykowanie nabożeństw, które powstały z woli Bożej pod wpływem prywatnych objawień. Nabożeństwa łączą się też z kultem obrazów, co doprowadza niektórych do gorączki, ponieważ nie rozumieją oni, że obraz pomaga spotkać się z osobą, którą przedstawia. Człowiek jest osobą duchowo-materialną i potrzebuje takiego ułatwienia, inspiracji. Modlitwa przed obrazem nie jest bałwochwalczym kultem, lecz sposobem oddawania czci Bogu, jak On sam sobie tego życzy w licznych objawieniach. 

Dopiero na samym końcu pielgrzymki przyszło wspomnienie... Tak, to było w latach 90, na warszawskiej ASP. Z Krakowskiego Przedmieścia, z wydziału Malarstwa i Grafiki na Wybrzeże Kościuszkowskie, gdzie była Rzeźba był spory kawałek drogi, ale dla młodego Michała - uśmiechniętego studenta ASP to w sam raz na sympatyczny spacerek. No może nie bieszczadzki szlak, ale jak na miejskie warunki i tak dobra okazja do pełnej słońca i przestrzeni przechadzki przez najpiękniejszą dzielnicę Warszawy. Wąskimi uliczkami do zielonej skarpy wiślanej, skąd widać panoramę miasta łagodnie schodzącą do Wisły, do miejsca, w którym linia horyzontu zanika w błękicie nieba. „Tam, gdzie oczy poniosą” to tytuł jego książki, jednej z wielu, które traktują o podróżach, i szlaku do Boga. Teraz już lepiej pamiętam, na pewno go widywałem, pamiętam ten bystry, spokojny wzrok. Uśmiechnięty, cichy, pełen pokornej refleksji. Nie dane nam było wcześniej rozmawiać. Dopiero tu na Ziemi Maryi wymieniliśmy pierwsze zdania, pomimo wspólnej młodości na warszawskiej uczelni artystycznej. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jego pracowni, zabrakło czasu, Ksiądz Krzysztof poganiał energicznie, może innym razem. Z księdza to takie Pendolino, żartował Michał. Tak, muszę zobaczyć miejsce, w którym powstały piękne wizerunki Jezusa, Maryi i świętych, zajrzeć znowu do drewnianej kapliczki - galerii - gdzie jak w kalejdoskopie  przenikają się niepoznane przestrzenie i Świętych Obcowanie. 

Plany Boga są nieodgadnione i rozpisane na lata, na całe nasze życie. Poprzez ludzi i wydarzenia Bóg przemawia do nas cały czas, prowadzi tam, gdzie pozwolimy się doprowadzić, aby zdobyć przeznaczony nam Szczyt.

Wieczorem, w drodze powrotnej do Warszawy, kiedy siedziałem w ciemnym autokarze poczułem lekkie mrowienie w prawej stopie i odruchowo schyliłem się, aby poprawić but i go nieco rozluźnić. Coś mnie nawet tknęło, ale postanowiłem poczekać do rana i zajrzeć do buta za dnia. Nie myliłem się, nieoczekiwanie zniknęła spora opuchlizna na grzbiecie prawej stopy. Dokuczała mi od kilku lat. Teraz zaś zniknęła. Podczas ostatniej kontroli, kilka miesięcy wcześniej, lekarz kardiolog w Aninie dokładnie mnie zbadał i stwierdził, że znaczny obrzęk jest efektem, pozostałością po operacji, którą miałem w dzieciństwie. Podłączona do żyły rurka, którą odżywiano mnie po operacji przez 2 tygodnie znajdowania się w śpiączce farmakologicznej powoduje po latach takie powikłania. 

Na Ziemi Maryi namówiony przez kogoś zanurzyłem tę stopę w cudownym źródełku Matki Bożej. Teraz moja stopa jest idealnie szczupła, nie ma śladu przykrej opuchlizny. Maryja dała mi znak, że to wszystko prawda … moja prawa stopa jest świadectwem cudu.

Tym chciałem się z Wami podzielić.


Marcin Kędzierski

Pisząc to wspomnienie korzystałem z książki ks. Michała Dłutowskiego pt.: „ Ziemia Maryi 

niedziela, 12 września 2021

Ostatni Książę Polskiego Kościoła

*

    Stefan Wyszyński przyszedł na świat 3 sierpnia 1901 roku w miejscowości Zuzela nad Bugiem na pograniczu Podlasia i Mazowsza, jako drugie dziecko w wielodzietnej rodzinie Stanisława i Julianny Wyszyńskich. Rodzina wywarła decydujący wpływ na osobowość przyszłego kapłana, wpoiła mu szacunek dla drugiego człowieka, jego pracy i chleba, owocu tej pracy. Urodzony pod zaborem rosyjskim, jeszcze w czasach nauki w gimnazjum Wojciecha Górskiego w Warszawie, obserwował postawy wolnościowe, antyrosyjskie wśród rówieśników, sam starał się opanowywać animozje powodowany względami religijnymi. Dalszą naukę kontynuował w zaborze niemieckim, w Łomży. Tam za działalność w skautingu został skazany przez władze niemieckie na karę chłosty, co bardzo mocno zapadło w jego pamięci. Dorastając w czasach niewoli, świadom napięć narodowych, za najważniejszy w swoim życiu uważał imperatyw duchowy- powołanie kapłańskie, które odczuwał od dziecięcych lat. I dlatego wsparty przez ojca, ( matkę utracił w wieku 9 lat, pozostała na zawsze niezatartym wspomnieniem), podjął ostatecznie naukę w Gimnazjum św. Piusa X we Włocławku, będącego niższym seminarium duchowym. Tam też po studiach w Wyższym Seminarium Duchownym w sierpniu 1924 r. przyjął święcenia kapłańskie. A po roku pracy został skierowany na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie w roku 1929 obronił pracę doktorską z prawa kanonicznego. Miłość matki utraconej w dzieciństwie przyszły prymas przeniósł na Matkę Bożą. Po święceniach kapłańskich swoja pierwszą Mszę Św. pojechał odprawić na Jasną Górę. Pozostała też w jego świadomości do końca jego zmarła mama. Jak sam wspominał: " Nie raz mi się wydaje, gdy stoję na ambonie, że za mną stoi moja przedwcześnie zmarła Matka. Gdy podejmuję i prowadzę jakieś wyjątkowo ciężkie prace, to mam wrażenie, że Ona mi doradza i podpowiada". Zastanawiająca jest zbieżność pod tym względem życiorysów obu naszych największych kapłanów XX wieku. Obaj doświadczyli bolesnej straty w wieku 9 lat. Karol Wojtyła, późniejszy papież, utratę Matki w dzieciństwie poświecił oddaniu Maryi, stając się tak jak prymas tysiąclecia jej niewolnikiem i najpokorniejszym synem. Obaj oddali jej swoje kapłaństwo i całe życie. Obaj też zawdzięczają Jej uzdrowienie w najdramatyczniejszych chwilach życia. Jan Paweł II cudem ocalony po zamachu na swoje życie 13 maja 1981, podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra w Rzymie. Dzień 13 maja jako rocznica Pierwszego Objawienia Fatimskiego nie pozostawiał złudzeń komu zawdzięczał ocalenie. Młody Stefan Wyszyński był chorowitym człowiekiem już jako student, a silne objawy zapalenia płuc nasiliły się szczególnie w okresie przed święceniami. Trafił nawet na ten czas do szpitala i rekonwalescencję do Lichenia. W dniu święceń kapłańskich wyglądał tak słabo, że nierozważny zakrystianin skomentował: " Z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń ". Wyszyński natomiast, leżąc na posadzce kościoła, bez sił, w obawie, że nie stanie na nogach, niesiony modlitwą błagał Niepokalaną o chociaż jeden rok, możliwość odprawienia, chociaż kilku Mszy świętych. I nie zawiódł się. Maryja jak powiedział potem, stała " W każdej mojej Mszy Świętej, jak stała przy Chrystusie na Kalwarii. " Po uroczystości, wrócił do Lichenia, gdzie odbywał dalszą rehabilitację. I podczas tego pobytu objawy choroby ustąpiły. Wyszyński był przekonany, że to uzdrowienie zawdzięcza właśnie jej, że to Maryja go uzdrowiła.

    Bardzo ważnym etapem w życiu ks. Stefana Wyszyńskiego były studia i praca naukowa. Pomimo słabego zdrowia, zdążył zaskoczyć wszystkich swoją energią i intelektualnymi predyspozycjami. Zaraz po święceniach kapłańskich, swoją pracę wikarego we Włocławku dzielił z zaangażowaniem edukacyjnym w szkole przy fabryce celulozy, prowadząc kursy dla młodzieży pracującej i robotników. Problem pracy, stosunków społecznych, ekonomicznych uwarunkowań stał się już wtedy dla niego życiową pasją, wyzwaniem, drogą poznania trudnej rzeczywistości rodzących się właśnie totalitaryzmów, komunistycznego i faszystowskiego. Przyszły prymas swój sprzeciw wyrażał już wtedy, za pomocą emocjonalnej publicystyki pisząc i redagując w " Słowie Kujawskim" dział informacyjny oraz zaangażowane opracowania historyczne. Nie była więc zaskoczeniem, jego nominacja przez przełożonych do dalszych studiów na KUL.


    Wojna 1939 r. zastaje Wyszyńskiego we Włocławku, gdzie jeszcze w październiku z nominacji biskupiej pertraktuje z okupantem na temat seminarium duchownego. Zaraz po pierwszych aresztowaniach traci wszelkie złudzenia co do tych planów. Równocześnie musi się ukrywać, poszukiwany przez policję jako autor przedwojennych artykułów na temat totalitaryzmów. Schronienie odnajduje w Laskach pod Warszawą gdzie w latach 1942-44 był kapelanem w zakładzie dla niewidomych. Poznał tam i zachwycił się działalnością błogosławionej Róży Marii Czackiej – niewidomej zakonnicy, wspaniałej opiekunki niewidomych, założycielki Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi oraz Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. W dniach Powstania Warszawskiego, pod pseudonimem Radwan III , był kapelanem Armii Krajowej obwodu Żoliborz Kampinos. Nie ograniczał się do duszpasterstwa, organizował szpital, pielęgnował rannych, nosił ich ich na rękach, nierzadko przygotowywał na śmierć.


Po wojnie Wrócił do Włocławka, gdzie pełnił funkcję rektora seminarium duchownego, a w marcu 1946 roku został mianowany przez papieża Piusa XII biskupem lubelskim. Decyzję zakomunikował Stefanowi Wyszyńskiemu prymas Władysław Hlond, który musiał dodatkowo zmotywować nominata mocno zaangażowanemu w organizację włocławskiej uczelni upomnieniem, że Ojcu Świętemu się nie odmawia. W tych trudnych czasach biskupem zostaje mianowany energiczny młody kapłan, który jest nie tylko przygotowany duchowo, ale nauczyciel i praktyk, który ma najlepszą wiedzę socjologiczną, na temat współczesności, dysponujący dorobkiem naukowym zawartym w nauczaniu kościoła, wypracowanym przez twórców Katolickiej Nauki Społecznej, takich jak Wilhelm Emmanuel von Ketteler, wybitny kapłan i organizator życia ekonomicznego w Niemczech. Tu warto kilka słów skreślić o tym kapłanie tak bliskim wizerunkowo Wyszyńskiemu. To na podstawie jego dokonań intelektualnych popartych pracą społeczną, Papież Leon XIII napisał swoją encyklikę Rerum Novarum. Ten moguncki hierarcha jako pierwszy sformułował zasadę pomocniczości, nazywając ją subsydiarnym prawem. Do historii wszedł przede wszystkim jako biskup-społecznik występujący w obronie wyzyskiwanych robotników. W największym skrócie Kettler dowodził, że nie jest najważniejszym problem własności środków produkcji, ale podległość ich posiadaczy wobec Boga. Tylko On jest jedynym i wyłącznym właścicielem rzeczy materialnych, duchowych i tylko On gwarantuje ich pomnażanie, dostęp, powszechność. Przeciwnie, odłączenie od Boga sprowadza na ludzi pazerność, marnotrawstwo, wyzysk. Biskup Wyszyński dysponował już na początku swojej posługi wiedzą teoretyczną i praktyczną, mając od lat bezpośredni kontakt ze środowiskiem ludzi pracy, widział problemy żywymi, takimi, jakie są w skali mikro i makro. Duch Święty przygotował bastion obrony dla zniewolonego społeczeństwa, które dopiero wchodziło w bagno komunizmu, a które po latach, będzie potrzebowało jakiegokolwiek oparcia, wchodząc w alternatywne dla poprzedniego bagno liberalizmu. Dotyczyło to sfery nie tylko ekonomicznej, ale przede wszystkim duchowej, z której ta pierwsza wynika i której jest przyporządkowana. Biskup, potem Kardynał i prymas Stefan Wyszyński był tak jak Kościół ostatnią nadzieją, ostoją wszelkich wartości. Drogowskazem w czasach zamętu , rozprężenia i nieprawości. Był z namaszczenia Marki Bożej i nieodłącznego od Niej Ducha Świętego drogą ocalenia. W roku 1946 był dopiero na początku tej drogi, i dopiero musiał dopracować się programu, wymodlić go i usłyszeć, sam bowiem jako człowiek nie miał takich możliwości. Okazało się po latach, że nie ma przypadków i to, co przyszło było od dawna zapisane w Niebie, oczekiwało na odpowiedni czas, miejsce, na pokorną i ufną postawę kapłana i jego zagubionych często owieczek, Polaków.


    Wkrótce Stefan Wyszyński stał się jednym z najwybitniejszych duchownych w Polsce. Wielu widziało go następcą prymasa Hlonda, a on sam krótko przed śmiercią napisał list do papieża, prosząc o jego nominację. 12 listopada 1948 roku Ojciec Święty Pius XII mianował Wyszyńskiego Arcybiskupem Metropolitą Warszawskim i Gnieźnieńskim, Prymasem Polski. Nadchodził równocześnie bardzo trudny czas dla kościoła i Polski. Ten pierwszy okres jego rządów w kościele zbiegł się z Kongresem zjednoczeniowym PPR i PPS, na którym domagano się już oddzielenia kościoła od państwa, świeckiego nauczania oraz piętnowano reakcyjną postawę kleru. Była to zapowiedź najtrudniejszych lat, wielkiej rozprawy z kościołem. Od pierwszych chwil nowy prymas prowadził zabiegi dyplomatyczne w celu zachowania minimum niezależności, co było ewenementem na tle innych krajów komunistycznych. Rozprawa jednak dopiero się zaczynała, a jej apogeum dopiero było przed nami. Nasilały się ataki na prymasa, jedność kleru rozbijano promowaniem tzw. księży patriotów, których przedstawiano jako jedyną alternatywę dla reakcyjnej większości. Władze państwowe dążyły do rozłamu w kościele, pacyfikując wszelkie decyzje administracyjne prymasa Wyszyńskiego. W 1951 roku zamknięto niższe seminaria duchowne, nowicjaty zakonne i rozpoczęto likwidację prasy katolickiej. Blokowano budowę nowych świątyń, a w 55 r. nie zezwolono Wyszyńskiemu na wyjazd do Rzymu, gdzie miał odebrać godność Kardynała nadaną mu przez papieża. Proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka przed wojskowym sądem był zapowiedzią otwartej wojny z kościołem w Polsce. Wyroki skazujące dla biskupa i osób współoskarżonych były ultimatum dla prymasa. Kardynał Wyszyński nie uległ szantażowi. Wystosował ostry protest, a przebywający w Moskwie Bierut w uzgodnieniu z kierownictwem Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego podjął decyzję o uwięzieniu prymasa. W nocy z 25 na 26 września 1952 roku Kardynał Stefan Wyszyński został aresztowany. Zamknięty w kolejnych miejscach odosobnienia, osamotniony bez wpływu na Episkopat i innych księży, prymas oddał się modlitwie i pracy intelektualnej. Zaczynał się bardzo ważny czas dla niego i dla Polski. W ciszy i zamknięciu, przy pełnej bezradności Wyszyński otwierał nowy rozdział, zwracając swe myśli i serce w stronę Tej, która jedyna pozostała mu wierna i gotowa do działań. 


    Ostatnim miejscem odosobnienie Prymasa był klasztor sióstr nazaretanek w Komańczy. To właśnie tu w maju 56 roku prymas napisał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu. Aby zrozumieć ich znaczenie dla Polski, należy wrócić do historii.


    Połowa XVII w. Sytuacja Rzeczpospolitej była tragiczna. Niemal cały kraj był zajęty przez Szwedów i Rosjan.1 kwietnia 1656 roku po uroczystej Mszy Świętej w archikatedrze lwowskiej, z udziałem nuncjusza apostolskiego, król Jan Kazimierz upadł na kolana i zawołał:

:

Do najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie za patronkę moją i za Królową państw moich obieram…wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania się w tym klęsk pełnym i opłakanym królestwa mojego stanie, przeciw nieprzyjaciołom rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam…


Autorem słów Ślubów lwowskich był Andrzej Bobola-przyszły męczennik, główny patron Polski.


    Zbliżała się rocznica trzechsetlecia cudownego ocalenia klasztoru jasnogórskiego, a także Ślubów Jana Kazimierza. Paulini zwrócili się do biskupa Michała Kleparza, potem zaś przeora, generała, kustosza zakonu z prośbą o napisanie odnowionych przyrzeczeń Króla. Powstałe teksty zdawały się banalne i mdłe. Ostatecznie Maria Okońska i Janina Michalska udały się do Komańczy, do kardynała Wyszyńskiego z misją nakłonienia go do opracowania nowych Ślubów. Mijały miesiące, Prymas zmagał się z niemocą przelania na papier słów, które pracowały w nim od czasu uwięzienia w Prudniku. Pewnego wieczoru Okońska skierowała do Wyszyńskiego słowa: „Ojcze, przecież św. Paweł pisał listy, z więzienia i kraty mu w tym nie przeszkadzały. On z więzienia prowadził wspólnoty chrześcijańskie, które wcześniej zakładał ”. Rankiem następnego dnia, w drodze do zakrystii, kardynał Wyszyński podszedł do modlących się w kaplicy kobiet i położył na klęczniku Okońskiej kilkustronicowy rękopis, bez skreśleń. Rozmodlona jeszcze, dostrzegła tytuł :


Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego.


Wyszyński powiedział jej „... tekst nosiłem w duszy, a napisałem dziś pomiędzy 5 a 7 rano”. Raz jeszcze wszystko postawił na Maryję. Był to 16 dzień maja-wspomnienie Świętego Andrzeja Boboli.



„... Królowo Polski! Odnawiamy dziś śluby Przodków naszych i Ciebie za Patronkę naszą i za Królową Narodu polskiego uznajemy. Zarówno siebie samych, jak i wszystkie ziemie polskie i wszystek lud polecamy Twojej szczególnej opiece i obronie. Wzywamy pokornie pomocy i miłosierdzia w walce o dochowanie wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, Kościołowi świętemu i jego Pasterzom, Ojczyźnie naszej świętej, chrześcijańskiej przedniej straży, poświęconej Twojemu Sercu Niepokalanemu i Sercu Syna Twego. Pomnij, Matko Dziewico, przed obliczem Boga, na oddany Tobie Naród, który pragnie nadal pozostać Królestwem Twoim, pod opieką najlepszego Ojca wszystkich narodów ziemi.

Przyrzekamy uczynić wszystko, co leży w naszej mocy, aby Polska była rzeczywistym królestwem Twoim i Twojego Syna, poddanym całkowicie pod Twoje panowanie, w życiu naszym osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym…”


Lud mówi: Królowo Polski, przyrzekamy!


* Portret Prymasa Stefana Wyszyńskiego - obraz namalowany dla Kościoła pw. św. Józefa w Chorzowie, z inicjatywy proboszcza Ks. Antoniego Klemensa

piątek, 27 sierpnia 2021

Licheń - Noc walki o błogosławieństwo dla Polski


Bazylika Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej w Licheniu Starym była na początku sierpnia miejscem niezwykłej modlitwy, wydarzenia niespotykanego w dzisiejszych czasach zagubienia i izolacji  Kilkadziesiąt tysięcy osób zebrało się w jednej świątyni, aby Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny podczas „Nocy Walki o Błogosławieństwo dla Polski” zawierzyć siebie i Polskę. Kulminacyjnym momentem był nocna Eucharystia zakończona procesją z Najświętszym Sakramentem. Wydarzenie organizowane przez Wojowników Maryi i ks. Dominika Chmielewskiego SDB rozpoczął Apel Maryjny w piątek, 6 sierpnia o godzinie 21.00.

(...) Kochani 200 osób to sporo jak na czuwanie nocne, dodajmy kilka zer, ale to nie jest ważne. Jesteśmy tak pięknie zgromadzeni tutaj by walczyć o błogosławieństwo dla Polski, myślę, że wielu z was wie, w jakiej sytuacji znajdujemy się, o co toczy się walka. I dokładnie mamy świadomość tego, że każdy z nas nie jest tutaj przypadkowo. Każdy z nas w tak szczelnie wypełnionej świątyni w jednej z największych, jeśli nie największej, gdzie w sposób szczególny gromadzimy się również wokół świątyni. Tylu ludzi, którzy chcą modlić się za naszą Ojczyznę. Nikt z nas nie jest tu przypadkowo, każdy z nas został tu przyprowadzony przez Matkę Bożą. I na każdego z nas Ona bardzo liczy. 

Uklęknijmy pod Krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przyprowadź w sercu swoich najbliższych, tych, o których walczysz, aby teraz ukryć ich w ranach Jezusa, Krew Jezusa czyni nas niewidzialnymi dla zła, daje nam bliskość Boga, którego nie musimy się bać. Krew Jezusa łamie moc każdego grzechu, każdego nałogu, każdego knowania Szatana przeciwko naszej rodzinie. Wołaj-Krew Jezusa na ciebie i twoją rodzinę, na twoje małżeństwo, na twoje dzieci, na twój dom. Na całą tę noc, Krwi Chrystusa zwyciężająca, złe duchy, Wybaw nas. 

Proszę Was, abyście teraz całym sercem przylgnęli do Maryi, wzięli Ją za rękę, żebyście patrzyli na Nią z największą miłością i powierzali Jej całą naszą Ojczyznę. Wasze rodziny, małżeństwa wasze domy. Z całkowitą pewnością i zaufaniem, że Ona teraz ogarnia wszystkich tych, których powierzam Swoim płaszczem, że Jej płaszcz otacza teraz całą Ojczyznę i czyni ją niewidzialną dla zła.

Niepokalana Dziewico Maryjo, przeczysta matko Pana naszego, Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Spójrz okiem Miłosierdzia Swojego na naród Polski. Który zwraca się do ciebie dziś ze wszystkich stron swojej ojczyzny i świata. Maryjo, oddajemy Ci tych wszystkich, którzy są z nami, we wszystkich częściach świata. Naliczyliśmy kilkadziesiąt państw, w których Polacy łączą się na nocnej modlitwie, organizują w swoich parafiach adoracje całonocne, na całym świecie łączą się z nami. Maryjo, oddajemy Ci ich domy, ich serca, wszystkie ich problemy, wszystkie cierpienia i bóle, przez które przechodzą. Maryjo, w szczególny sposób oddajemy ci Polaków za granicami naszego kraju. W dobie potężnych zagrożeń i niebezpieczeństw, duchowych i doczesnych, do twego Niepokalanego Serca uciekamy się i Tobie zawierzamy Pani i Królowo nasza, ożywieni wiarą i ufnością, albowiem nie słyszano, aby ktokolwiek kto się pod twoje wstawiennictwo ucieka, o Twoje wstawiennictwo błaga i pragnie wspomożenia Twego, miał być przez Ciebie opuszczony. Aby nasze zawierzenie było Tobie i Bogu miłe, obdarz nas Matko sercem czystym i szczerze skruszonym za grzechy nasze i narodu naszego. Wspomożenie wiernych użycz nam rady i siły, abyśmy wyprostowali ścieżki życia naszego, naszych rodzin i państwa, wierności Prawu Bożemu zawartemu w Dekalogu, w posłuszeństwie nauce Ewangelii oraz prawom Kościoła ustanowionym przez Twego Syna. Panno Można, obdarz nas duchem pokory, ofiarności i przezwyciężania siebie, potrzebnym do praktykowania pokuty, do której wezwał nas uroczyście Odkupiciel. A bez której zginiemy. Zwierciadło Sprawiedliwości, nie pozwól, abyśmy, zobojętnieli wobec grzechów, wołających o pomstę do nieba, popełnianych zwłaszcza wobec najbardziej bezbronnych, zabijanych nienarodzonych i krzywdzonych dzieci. Panno Niepokalana, uproś całemu naszemu społeczeństwu łaskę czystości obyczaju i wstrzemięźliwości tak, aby nasza ojczyzna była ci rzeczywiście poddana i miła. O Nasza Królowo, Matko dobrej rady obdarz nasze władze mądrością i roztropnością, mającą na względzie jedynie dobro wspólne i sprawiedliwość, rządziły Rzeczpospolitą w prawdzie i godziwości. Królowo, Apostołów obdarz nasze duchowieństwo gorliwością o chwałę bożą i wiarę prawą, a także żywą troską o zbawienie dusz. Królowo pokoju, udziel wszystkim narodom Pokoju Bożego, który zaprowadzić może tylko książę trwałego pokoju Chrystus Król. Uzdrowienie chorych i pocieszycielko strapionych, otocz swą matczyną i najlitościwszą opieką wszystkich cierpiących członków naszego narodu. Ucieczko, grzesznych, otwórz polskie serca, dotąd zamknięte na łaskę Twego Syna, i zaprowadź je do źródeł żywota wiecznego. Matko różańcowa, obiecałaś w Fatimie, że w obliczu współczesnych niebezpieczeństw Twoje Serce będzie dla nas schronieniem i pewną drogą do Boga. Dlatego ufamy, że twoje miłosierne spojrzenie, spocznie na naszych troskach, że obejmie nasze zmagania i nasze słabości pośród trudów i niebezpieczeństw. Dlatego dziś zawierzamy Twojemu Niepokalanemu Sercu siebie, nasze rodziny oraz całą Polskę.

Kochani chciałbym, abyśmy pomodlić się też szczególnie za pośrednictwem jednego jeszcze świętego. Chcę modlić się za pośrednictwem Świętego Andrzeja Boboli o łaskę jedności między Polakami, w tym tak trudnym okresie, który jak wierzę, zaczyna początek boleści. Takiego wylania miłości i jedności między nami, abyśmy mogli być świadectwem dla całego świata. Święty Andrzeju módl się za nami...

Chcemy Tobie Maryjo zawierzyć Polskę i nas samych, Twojemu Niepokalanemu Sercu.

Rozpoczęliśmy od naszych modlitw oddania się Matce Bożej, wszystkim aniołom i świętym przez wstawiennictwo szczególnie świętych patronów polskich, dusz czyśćcowych, dzieci nienarodzonych, i wszystkich tych, dla których los naszej Ojczyzny jest nader ważny. To wszystko zmierza ku temu, co teraz następuje, Jezus Chrystus będzie umierał za każdego z nas, poza czasem i poza przestrzenią. Wszyscy będziemy przeżywać Jego śmierć na Golgocie. Jego Mękę, ale też Jego Zmartwychwstanie i zesłanie Ducha Świętego.

Dzisiaj 90% katolików na świecie nie może spotkać się tak jak my, aby przyjmować Ciało i Krew Boga. Ponieważ mają zamknięte świątynie, ponieważ są odcięci od Pokarmu Zwycięzców. Św. Jan Paweł II w swojej encyklice o Eucharystii mówi, że kościół żyje dzięki Eucharystii. Jeśli 90% Chrześcijan jest odciętych od Eucharystii. Kościół umiera. Straszliwie umiera, umiera w swojej mocy, umiera w miłości. Bracia i siostry, mam kontakt z wieloma ludźmi, którzy są decyzyjni w tym kraju, trzykrotnie w przeciągu ostatnich dwóch lat, w ciągu tzw. pandemii wzrosła ilość pozwów rozwodowych. Małżeństwa nie wytrzymują albo ktoś się rozwodził, albo właśnie się rozwodzi, albo za chwilę będzie się rozwodził. Przemoc domowa, ilość interwencji policji jest nieprawdopodobna. Młodzi ludzie, którzy nie radzą sobie przykuci do internetu przez 8 godzin. Tak wielu ludzi nie radzi sobie z lękiem, panikom. Moi znajomi psychiatrzy, psychologowie, mówią, nie dajemy sobie rady z ilością telefonów. Ludzie są przerażeni. A to przecież początek boleści. Dobrze wiem, co mówię, i wy dobrze wiecie. I nie ma się co dziwić. Jeśli 90% katolików na całym Świecie zostało odciętych od Ciała i Krwi Boga, to skąd mają mieć siłę, żeby kochać ! Z jaką naiwnością słuchałem różnych autorytetów duchowych tez w tym kraju: „To jest piękny czas teraz, zamkniemy się w domach, tworzymy domowe kościoły, będziemy mieć czas, żeby poznawać się, kochać się nawzajem, wzmacniać się, swoją miłość do Boga, modlić się przed telewizorem internetem ” W telewizorze internecie nie ma sakramentów. Spróbuj przytulić swoją żonę przez internet, swoje dziecko przez telewizor, miłość to jest relacja, miłość to jest ciało w ciało, miłość to jest zjednoczenie ciał, dusz i ducha w nas Jezusa Chrystusa. Nie można kochać przez telewizor i internet. Taka miłość nie ma szans na przetrwanie... Czy rozumiecie, jeśli Kościół umiera i jest tak osłabiony, to jakże wzmacniana jest moc Antychrysta? Słowo Boże mówi wyraźnie, że kiedy zniesiona zostanie Najświętsza Ofiara, nastąpi ohyda spustoszenia, a wtedy pojawi się On. Człowiek grzechu Antychryst. I diaboliczny plan zniewolenia ludzkości, kiedy postawi siebie w miejsce Boga i zostaniemy oszukani, jak mówi katechizm Kościoła Katolickiego, największym oszustwem w historii Kościoła, gdzie wielu wybranych pójdzie za Antychrystem, myśląc, że to Jezus Chrystus. Że to jest Chrześcijaństwo, ale to już nie będzie Chrześcijaństwo.

Patrzę na dzisiejszą sytuację Kościoła, świata, wielu z nas, tak często wchodzimy w kompromis ze złem. Kosztem zaprzeczania prawdzie, dlaczego ?. Bo za dużo możemy stracić. Szczególnie, wtedy kiedy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, często okraszone różnymi szantażami. Wtedy nawet nie chcemy poznać prawdy. Wtedy musielibyśmy wziąć za nie odpowiedzialność. Tak jest najwygodniej. Utrata komfortu, przyjemności życia, skonfrontowanie się z prawdą, przeraża nas. Wolimy jak Piłat mieć święty spokój. Powiedzieć kpiąco, znudzonym głosem. A cóż to jest prawda ? I odwrócić się na pięcie i odejść. Wiecie, że Piłat tak zrobił ? Nawet nie poczekał na odpowiedź. Wielu z nas dzisiaj tak mówi. Nie chcemy prawdy, boimy się prawdy. Prawda może nas wyrwać z naszego komfortu życiowego. Stanąć po stronie tych, którzy mają władzę pieniądze, kreują wokół siebie rzeczywistość globalną, i nie chcieć nawet wysłuchać tych, którzy ryzykują utrata wszystkiego. By głosić prawdę. Narażając się często, kreatorom „Nowego Porządku Świata”, tylko że konsekwencja takiego postępowania jest zdrada Jezusa, zdrada Ewangelii.

Skazanie Jezusa na Śmierć, skazanie Kościoła na śmierć. A przecież tak jak Jezus mamy oddać życie za kościół. Jezus oddał życie za Kościół, za Swoja oblubienicę, za każdego z nas. Tak, bał się. Przeżywaliśmy wraz z Nim godzinę Ogrójca, bał się tak, że wystąpił krwawy pot, który zalewał jego ciało. Ekstremalny strach. Wiecie, co to jest odwaga ? To jest przemodlony lęk. Chcesz być odważny, zacznij się modlić.

Fragmenty kazania O. Dominika Chmielewskiego SDB


Wielka i górująca nad okolicą bazylika to dla jednych cel pielgrzymek i miejsce kultu, a dla innych pomnik pychy i kolejne Bizancjum. Dla jednych to magiczne miejsce, dla krytyków „katolickie Las Vegas". Byłem tu pierwszy raz. Zaskoczył mnie raczej tłum, jaki tu zastałem, niż skala i wygląd sanktuarium. Ludzie, którzy zjechali tu z całej Polski, wydawali się prości, dosłowni, szczerzy. Powiedziałby ktoś, że są bez klasy świata otrzaskanego i znudzonego już ogromnym dorobkiem kultury chrześcijańskiej. Można by powiedzieć, że nie zdążyli dorosnąć do tej wysokiej kultury, przetrąceni wcześniej bylejakością współczesności, zdominowanej przez antykulturę. Paradoksalnie, wydawałoby się, że doskonale wpasowali się w ten postmodernistyczny styl miejsca krytykowanego za eklektyzm i brak smaku. Tu muszę jednak zawieźć szyderców, nic z tych rzeczy ! Ten tłum, a właściwie nasz naród potraktował świątynię godnie i rzeczowo. Jak kiedyś pierwsi chrześcijanie dawne łaźnie rzymskie lub rewolucjoniści francuscy wersalską salę do gry w piłkę. Dla zebranych otoczenie było nieistotne, całym sercem słuchali Tego, który tu był i do nich przemawiał. Tego, który ich tu zawołał. Właśnie, słyszeli To, co ponadzmysłowe, a to, co materialne nie miało już dla nich znaczenia. Byli głodni, uniżeni, pokrzywdzeni, pokorni. Przyszli przepraszać i prosić o przebaczenie Nie widziałem wśród nich prawie zupełnie: sytych, modnych, zadbanych skorych do ocen, zdystansowanych. Nawet takich grzecznych, wykarmionych katolików o szerokich aspiracjach, z pretensjami. Ci tu byli na kolanach przed Najświętszą Maryją i Jezusem. Ich zmęczone twarze wyrażały świąteczny zapał. Mieli skromne ubrania,  konwencjonalne w swym odświętnym charakterze. Można było dostrzec też ubiory naznaczone popkulturowy stylem, T-shirty z prostymi symbolami, hasłami. Te hasła, przekaz tam zawarty był wyrazem serc, w przeciwieństwie do postmodernistycznych pierwowzorów, odwoływały się do Boga. Wyrafinowaniu przeciwstawiają dosłowność, przewrotności-szczerość, szyderstwu -patos. Bezideowości, Boga..

I na koniec. Dostrzegłem wśród nich tez innych, wymykających się prostym porównaniom.
Na przykład „Młody Marlon Brando”, stał niedaleko mnie. Taki typ Grechuty zaczytanego w poezji. Stał w tłumie, spokojny, skupiony, nieco z tyłu, na uboczu. Brando to postać kontrkulturowa, prekursor buntu, luzu, ekspresji czerpiącej z naturalizmu, brawurowego stylu opartego na systemie Konstantina Stanisławskiego. Ten nasz współczesny, jakże różny. Szlachetne rysy twarzy, orli nos jak u gwiazdora amerykańskiego, lecz zamiast bawełnianego T-shirtu dobrze skrojona marynarka, przysłaniająca wąski kołnierzyk koszuli. Szaro Błękitna, swym zimnym tonem dyskretnie podkreślała poważny, wydatny, ciepły podbródek. Spokojny, skupiony, bez cienia szyderstwa, pokorny i odważny właśnie.

niedziela, 23 maja 2021

Jezu ufam Tobie


Jak ja się cieszę, patrząc na każdego z was w tym kościele, ze wy z całą miłością wyznajecie dzisiaj wiarę i zaufanie Jezusowi Chrystusowi, który za chwilę odda za was Swoje życie na ołtarzu Krzyża. I z największej miłości przyjdzie do waszego ciała, i do waszej krwi, aby was uzdrawiać, uwalniać, stwarzać na nowo, bo jest Bogiem Wszechmogący. Przede wszystkim zabierać wszelki lęk i strach, który tak jest generowany przez szczególnie mass media w świecie. Kochani moi, zredukowaliśmy Jezusa w Eucharystii do materii biochemicznej, która może przenosić wirusy. Ale pytam ciebie, czy w tym kawałku materii jest Pan Bóg Wszechmogący, który nie ma mocy nad tą materią ?

Pytam, czy On, który mówi o tym, że jeśli syn prosi Ojca o chleb, czy ojciec da mu kamień ?

Co to byłby za Ojciec ?

Dzisiaj tak bardzo racjonalizm zdominował myślenie w kościele, to już nie rozum oświecony wiarą, ale czysty rozum, czysty racjonalizm, odebraliśmy Bogu możliwość bycia Bogiem. Zredukowaliśmy Go do kawałka materii, który może przenosić wirusa. Co my zrobiliśmy Jezusowi ?!!!

Św. Paweł, gdyby dzisiaj mógł przybyć na tą Eucharystię, czy nie powiedziałby do każdego w tym kościele i na całym świecie, który boi się przyjść do kościoła, który bardziej boi się wirusa niż potępienia wiecznego, niż utraty zbawienia, czy nie powiedziałby jak kiedyś do Koryntian :

Jeśli ktoś rzeczywiście bez wiary przyjmuje Ciało i Krew Boga, przyjmuje sobie potępienie wieczne. I dlatego-dodaje św. Paweł - tylu wśród was chorych, słabych i tylu umiera. Bo bez wiary przyjmujecie Ciało i Krew Boga.

Jezus Chrystus, mówiąc o czasach globalnego odstępstwa od wiary, które poprzedzą jego powtórne przyjście, zadał to pytanie, które przez pokolenia będzie wybrzmiewać aż do Paruzji. Czy jeżeli przyjdę powtórnie, znajdę Wiarę ? Nie czy znajdę rozum, racjonalizm, który wszystko wytłumaczy rozumowo, ... czy znajdę Wiarę ?. On, kiedy uzdrawiał chorych, zawsze pytał - Czy wierzysz ?! Bardzo często po uzdrowieniu mówił -Twoja wiara cię uzdrowiła !. Czy wierzysz, czy ufasz mi, że mam moc? Dzisiaj nawet sutanna i habit może skutecznie okrywać niewiarę w sercu. Myślę kochani, że dzisiaj tak ważne jest, abyśmy w tą niedzielę Dobrego Pasterza uświadomili sobie, kim ten dobry pasterz jest. On chce nas nawet karmić Sobą. Nie tylko że umiera w straszliwej śmierci, okrutnej męce, ale karmi nas Sobą. Czy można takiego dobrego Pasterza zostawić, czy można tak Go zlekceważyć ? Czy ze strachu przed wirusem można powiedzieć „zamknij się Ty Dobry Pasterzu w kościele, bo teraz są ważniejsze, straszniejsze sprawy w moim życiu?” Bo się boje.

Bracia i siostry, Dobry pasterz to jest Ten, który oddaje życie za swoje owce. Myślę też sobie, o których kapłanach spotkałem w tym czasie, dla których rzeczywiście zdrowie stało się bożkiem. I zachowanie zdrowia wygenerowało potworny lęk przed jego utratą. Paraliżujący lęk. Pytałem wielokrotnie, czy wierzysz w te słowa, które wypowiadasz przed przyjęciem Komunii Świętej ? Kapłan mówi to po cichu, wy wtedy mówicie „Baranku Boży”, ale słowa te i modlitwy brzmią tak: 

Panie Jezu Chryste, niech przyjęcie Ciała i Krwi Twojej nie ściągnie na mnie wyroku potępienia, ale dzięki Twemu miłosierdziu niech mnie chroni i skutecznie leczy moją duszę i ciało. 

Czy ufasz kapłanie, czy ufasz ?


Fragment kazania ojca Dominika Chmielewskiego SDB, w Niedzielę Dobrego Pasterza,

Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krośnie

 

niedziela, 25 kwietnia 2021

Jego imię ...


Opowieść zaczyna się w latach 70 XX w. na Powiślu, niezwykłej krainie dzieciństwa. Pozostało ono w mojej pamięci jako powidok o delikatnych, stonowanych kolorach, czasem ciemniejszych, częściej zaś jasnych, pełnych słońca. Świat ten był skromny i uporządkowany, niczym martwa natura w pracowni na werandzie, lub mały przydomowy ogródek. Tu barwy podkreślał światłocień, bryła budowała przestrzeń, sylwetki samochodów i ludzi miały wyrazisty i charakterystyczny dla siebie kształt i kolor. Być może dlatego tak głęboko zapadł mi w pamięć i do dziś pozostaje krainą nieskalanie piękną, wzorem kojącego ładu, elementarzem duszy, skarbnicą wspomnień. 


Jedno z nich pozostaje szczególne, z gatunku tych intymnych, o których się nigdy nie wspomina. Ufam jednak że Bóg pozwoli mi dziś wyjątkowo na tę niedyskrecję i wyjawię skarb z dna serca, które wówczas nie było doskonałe. Zwykle każdy ma bohaterów lat dziecinnych. Mam i ja. Głęboko w pamięć zapadł mi kilka lat starszy chłopak, harcerz. Marek. Znałem go z podwórka, później ze szkoły podstawowej. Uśmiechnięty, bystry, koleżeński, w moich oczach niemal dorosły. Imponował przedszkolakowi. Szczególnie w mundurze harcerskim, z chustą i emblematami Hawrania Wielkiego, legendarnego szczepu z warszawskiego Powiśla. Nie zapomnę dnia, kiedy sam wreszcie poszedłem do szkoły i stanąłem na baczność obok mojego o głowę wyższego idola, na sali gimnastycznej podczas ślubowania. Zaraz dostałem też identyczną czarno-czerwoną chustę. Pech chciał, że nie zdążyłem się nią nacieszyć. Nie dane było mi pojechać również na obóz harcerski, o którego niesamowitych atrakcjach słyszałem od starszych kolegów, od brata. Opuściliśmy z rodzicami najpiękniejszą dzielnicę miasta i przenieśliśmy się na wiele lat do innego zupełnie świata. Tam też była drużyna harcerska, zuchowa, mieli nawet identyczne czarno-czerwone chusty. Problem w tym, że zakładali ją "na opak", bez szacunku. Pierwszego dnia na korytarzu nowej szkoły, w mundurze jeszcze z Hawrania, zostałem zrugany przez instruktorkę za samowolne zakładanie nienależnej mi chusty, na dodatek jeszcze "na odwrót" . To była prawie dorosła kobieta a ja miałem 8 lat. W w tej szkole nigdy nie założyłem już ani chusty ani munduru. Pozbyłem się dziecięcych marzeń na pewien czas. Los uśmiechnął się do mnie po 9 latach, już w szkole ponadpodstawowej. Okazało się, że mogę pojechać na obóz z dawna drużyną, wtedy już starszoharcerską. Poznałem dzięki Bogu wszystkie zalety harcerskiej przygody, o których tylko słyszałem na dziecięcym podwórku, poznałem też moich dawnych kolegów z tamtych lat. Byli już prawie dorośli i szczęśliwi, podchodząc co noc kolejne podobozy, budując szałasy na drzewach, walcząc wiosłami w pojedynkach kajakowych na jeziorze, paląc ogniska w których nikt nie ważył się piec kiełbasek, popijając alkoholem. Wystarczała pieśń, legendy, noc i głęboki granat nieba. W towarzystwie kolegów z dzieciństwa zaznałem jeszcze wielu innych niezapomnianych przygód. Niestety nie było wśród nich Marka. Podobno zmarł w dzieciństwie, nie mam dziś pojęcia w jakich okolicznościach i kiedy. Powstała wyrwa, Marek - idol z podwórka w mundurku ulubionej drużyny pozostał na zawsze powidokiem, ikoną przeżytych i nieprzeżytych harcerskich doświadczeń. Wkrótce zaczęła się dorosłość, dawni harcerze poszli na studia, do pracy, był już alkohol, przewidywalne imprezy, pozy towarzyskie i zawodowe. Zwyciężała bylejakość, w głębi serca jednak pozostał nieskalany wizerunek jasnego , uśmiechniętego, odważnego kolegi.



Drugie wspomnienie jest mroczne, krańcowe.

Był grudzień 1983 roku, dokładnie druga rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego. Zimowy wieczór w ciemnym, pustym pomieszczeniu, na ostatnim piętrze szpitala dziecięcego przy ulicy Działdowskiej. Na sali ja i kilkanaścioro noworodków w inkubatorach, cichych, niemal niezauważalnych. Podobno na drugą stronę przechodzi się przez jasny tunel do źródła światła. Ja też byłem wtedy wieziony długim, białym korytarzem, bezwolny na metalowym łóżku, oślepiany regularnymi błyskami kolejnych mijanych lamp. Czy to już - myślałem. Na końcu docierały do mnie tylko majaki głosów personelu krzątającego się wokół,  a potem już nic. Zapadłem się w pełną blasku mgłę. Obudziłem dwa tygodnie później, na tej samej sali, wśród noworodków w inkubatorach. Młoda dziewczyna w jasnym kitlu uśmiechała się do mnie serdecznie, wykonując równocześnie swoje zwykłe zapewne obowiązki. Opowiadała spokojnie co się działo ze mną przez ostatni czas, nie to jednak mnie interesowało. Najważniejsze sam wiedziałem bez słów. Modliłem się przed operacją do Pana Boga, aby mnie jednak zachował przy życiu. Byłem w końcu jeszcze młody, miałem 14 lat. Patrząc na zimowy krajobraz robotniczej Woli, prosiłem o łaskę pozostania na tym zdewastowanym świecie bez przyszłości, tak przynajmniej to wówczas wyglądało. W takich chwilach człowiek jest sam, nie docierają do niego słowa innych, a świat wydaje się obcy, odległy, zobojętniały. Pamiętam nawet ,o dziwo, że już pod koniec pobytu w szpitalu odbyłem jedyną chyba lekcję, język polski.  Interpretowałem utwór na podstawie obrazu “ Pejzaż z upadkiem Ikara”. Jakże dosłowne to było doświadczenie. Dotarło też do mnie, że na tej groźnej sali intensywnej terapii nie byłem przecież sam. Byli też oni. Moi towarzysze niedoli, kilkanaścioro noworodków w inkubatorach. Pamiętam wyraźnie policzek najbliższego z nich, oświetlony pierwszy blaskiem zimowego świtu. Obserwowałem ich maleńkie, milczące sylwetki, umęczone, często nieruchome twarze w plastrach z gumowymi rurkami. Wydawali się martwi. Powoli nauczyłem się jednak ich mimiki, dostrzegałem pierwsze grymasy, marszczenie czoła, poruszenia ust. Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się z nimi. Przebywanie w jednej przestrzeni, dzień i noc, Dzień i noc. Godzina za godziną. Wspólne odczuwanie bezruchu zbudowały więź. Bezsilność umacniała to braterstwo, wzruszała. Na początku i oni i ja byliśmy karmieni bez świadomości, otoczeni troską i najlepszą opiekę. Pan Bóg powierzył nas lekarzom, dla których przysięga Hipokratesa była oczywistością, dekalogiem. Oni literalnie  walczyli o każde życie, nie tylko swoje i swoich klientów. To nie był ich zawód ale i Misja. Swój pierwszy, osobisty bój stoczyli jeszcze w 44 roku, też jako dzieci. Profesor Irena Maria Smólska zaraz po maturze brała udział w podziemnym ruchu oporu pełniąc pod pseudonimem „Iskra” funkcję łączniczki i sanitariuszki w grupie „Bartka” Armii Krajowej. Po wojnie ukończyła medycynę i stała się wybitnym kardiochirurgiem pediatrą. To ona zreorganizowała oddział chirurgii dziecięcej w szpitalu przy ulicy Działdowskiej podnosząc go do rangi kliniki uniwersyteckiej . Jej kolega, profesor Jerzy Świderski, równie wybitny kardiolog pediatra, jako dziecko służył w tajnym harcerstwie – w Warszawskiej Drużynie Harcerzy im. Tadeusza Rejtana i  wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Uczestniczył w akcjach „małego sabotażu”. W Powstaniu Warszawskim był łącznikiem , ranny podczas walk. To On uroczyście przeciął wstęgę przy pomniku Małego Powstańca. On nim po prostu był Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, jakie miałem szczęście trafiając na takich ludzi. Prawdziwych lekarzy z pasją, którzy wiedząc co to śmierć - szanują życie. Każde życie. Dziś już oboje odeszli do Pana na wieczna zbiórkę. Czekał tam na nich też mój starszy kolega z Powiśla.



Na szczęście są jeszcze tacy jak oni . Chociażby Wanda Półtawska, polska lekarka, harcerka, doktor nauk medycznych, wykładowca Papieskiej Akademii Teologicznej. W czasie wojny działała w ruchu oporu i uczestniczyła w tajnym nauczaniu. Aresztowana przez gestapo, torturowana, więziona w obozie koncentracyjnym, gdzie niemieccy lekarze poddawali Ją eksperymentom pseudomedycznym. Wtedy już formowała się w niej postawa obrony życia i uzdrowienia etosu powołania lekarskiego, który ulegał eugenicznej rewolucji. Wanda Półtawska jest kobietą, która całe życie poświęciła walce o Świętość Życia z cywilizacją śmierci. Przyjaciółka Jana Pawła II, obecna przy jego śmierci. A to On przecież niezłomnie walczył o szacunek dla życia, każdego życia, a zwłaszcza najsłabszego. Dziś ta walka powinna być najważniejsza dla nas wszystkich, nasze współczesne Westerplatte.  Aborcja to największy grzech współczesności. Nie powstanie dobro na trupie dziecka abortowanego. O tym mówi Dr Wanda Półtawska. Chyba wszystkie szczepionki przeciw Covid-19 zostały  wyprodukowane przy wykorzystaniu linii komórkowych pozyskanych z ciał abortowanych dzieci, lub choćby testowane przy ich użyciu Na przykład przy tworzeniu szczepionek Pfitzera, Astra Zeneki, korzystano z klonów komórek  nerki dziecka, naszego rówieśnika, zamordowanego w latach 70 XX wieku. To dziecko miało swój niepowtarzalny kod genetyczny, kolor oczu, kształt twarzy, nawet uśmiech, którego nikt nigdy nie zobaczył. Nie znalazłem nigdzie jego imienia, czy nazwiska. Nikogo to nie obchodzi? Powszechnie używa się tylko medycznego skrótu HEK-293 [Human Embryonic Kidney-293 / Ludzka Nerka Embrionalna - 293] To jedyne Jego imię. Nie ma to jednak dla mnie znaczenia. Nie chcę nigdy, pod żadnym pozorem korzystać z cienia choćby krzywdy tego dzieciaka. To jest mój brat. To jest Twój brat. Wiem jak był bezradny, jak się bał i wiem, że Pan Bóg go dziś przytula, zasmucony naszą grzesznością, brakiem miłości i egoizmem. Jezus wie, że jesteś słaby i chce, byś Jemu zaufał, nie tym którzy zabili HEK-a, nie tym, którzy na Jego śmierci żerują. Jemu wystarczy czyste serce, aby przytulić nas jak tych wszystkich bezimiennych, którzy już odeszli. Jezu Ufam Tobie.


I jeszcze słówko do harcerzy. Była taka niepisana dewiza wszystkich Hawańczyków z Powiśla.  Chciałbym, żeby przynajmniej dla Was te słowa były dziś aktualne, myślę że Marek wybrałby tę jasną stronę. 


"Rzeczy niemożliwe wykonujemy natychmiast, cuda zajmują nam nieco więcej czasu" 


Marcin Kędzierski





piątek, 2 kwietnia 2021

Chrystus Umęczony


    Wstrząsające uderzenie, spowodowane spuszczeniem krzyża w jamę, było przyczyną nowego obfitego upływu krwi z podziurawionej cierniami głowy Jezusa, jak również w jego przebitych najświętszych rąk i nóg. Utwierdziwszy mocno krzyż, wleźli oprawcy po drabinach i zdjęli powrozy, którymi przywiązano najświętsze ciało, by przy stawianiu krzyża nie rozdarło się na gwoździach i nie spadło na ziemię. Obieg krwi, upośledzony i zmieniony leżeniem i skrępowaniem, zaczął teraz odbywać się tym żywiej, co przyczyniło prawie w dwójnasób męczarni Jezusowi. Około siedmiu minut wisiał tak Jezus w milczeniu, jakby martwy, pogrążony w bezdenności mąk nieskończonych. Wkoło zapanowała także chwilowa cisza. Pod ciężarem korony cierniowej opadła najświętsza głowa na piersi. Krew sącząca się mnóstwem ran napływała do jam ocznych, oblewała włosy, brodę i spragnione, otwarte usta. Szeroka korona cierniowa przeszkadzała Jezusowi podnieść twarz najświętszą bez narażania się na nowy, straszny ból. Pierś wydęta była gwałtownie i naprężona, pachy nasiąknięte strasznie, zapadłe, łokcie i piszczele u rąk jak powyrywane ze stawów. Pod wzdętą piersią widać było głęboką jamę; to brzuch tak zapadał się i naciągnął, niknąc prawie. Podobnie jak ręce, nogi i uda naciągnięte były tak straszliwie, że kości prawie się rozchodziły. Mięśnie i poraniona skóra tak boleśnie była napięta, że można było wszystkie kości policzyć. Krew sączyła się spod potężnego gwoździa przykuwającego najświętsze nogi i spływała po krzyżu na ziemię. Całe ciało pokryte było ranami, czerwonymi pręgami, guzami, siniakami, plamami brunatnymi, żółtymi i sinymi, miejscami skóra była zdarta i przeświecało żywe, krwawe ciało. Zaschłe rany otwarły się na nowo wskutek gwałtownego naprężenia i krwawiły obficie. Krew z początku żywej, rubinowej barwy, stawała się powoli coraz bledsza i bardziej wodnista, ciało bielało coraz bardziej, stając się podobne do mięsa, z którego wypłynęła krew. Mimo jednak tak ohydnego sponiewierania niewypowiedzianie szlachetny i wzruszający był widok tego najświętszego ciała naszego Pana na krzyżu. Co więcej, syn Boży, odwieczna Miłość, ofiarująca się w czasie, był piękny, czysty i święty, nawet w tym pogruchotanym ciele Baranka paschalnego, obciążonego grzechami wszystkich ludzi.


Fragment książki Pasja, według objawień bł. Anny Katarzyny Emmerich

Polecamy ...

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. ...