„Kiedy noc jest najciemniejsza, świt jest najbliższy” (Ton Steine Scherben)
Sebastian Franzka
to ciekawy malarz. Warto, choć na chwilę spojrzeć na jego rysunki, żeby
przekonać się o tym, że sztuka lubi ludzi pokornych i bystrych, którzy
samotnie podejmują się wypracowania swojego stylu, i nie ulegają owczemu
pędowi, poprawności artystycznej, byle jakości współczesnych trendów.
Sebastian to na pierwszy rzut oka surrealista. Zwróciłem na niego uwagę pomimo iż
nigdy nie przepadałem za tą formą wypowiedzi artystycznej. Nudziły mnie
udziwnione światy, wydumane przestrzenie wraz ze swoimi odrealnionymi
postaciami. Preferowałem zawsze nadrealizm, ale ten dostrzegany w
codzienności, trudniej dostrzegalny, wymagający bacznej obserwacji i
chociażby poprawnej znajomości zasad, jakimi posługuje się nasz mózg i
dusza, analizując przekaz ze świata, tego i jak ufam wyższego. W tym
wypadku jednak od razu dostrzegłem pewien autentyczny realizm
dostrzegalny w tych obrazach. Po głębszej analizie twórczości Franzka wiem już, że świat ten, i jego badanie jest właśnie materią jego pracy.
Nie ucieka jako malarz w przestrzeń umowną, szablonową, nawet tylko
symboliczną, lub na siłę zdeformowaną, pozornie ekspresyjną. Widać z
tych rysunkach wyraźnie, że przedmiotem badań, tematem do analizy i
syntezy artystycznej jest konkretna rzeczywistość, świat najbliższy, otoczenie Mistrza z Lübben. Świat ten jest co ciekawe, niezwykle aktualny i uniwersalny z punktu widzenia nie tylko prowincji niemieckiej, ale myślę ze całej Europy a nawet innych kontynentów. Wzorem wielu niemieckich czy niderlandzkich malarzy, Franzka
używa postaci i przestrzeni, które mu zesłał Bóg, działa i realizuje
się w ramach zadanego mu tematu Życia, nie wypożycza modnych i
preferowanych tematów, których oczekuje świat zdeprawowany przez bliżej
nieokreśloną elitę pazernych ślepców. Pazerność zwykle zawęża horyzonty,
i prowadzi do krótkowzroczności. Doświadczają tego codziennie
luminarze kultury pod każdą szerokością geograficzną, wszędzie podobnie
to wygląda i jest tak samo jałowe.

A co mamy u Franzka
? Ten młody jeszcze chłopak, tatuś i mąż, mieszka i pracuje w
niewielkiej mieścinie na Łużycach. Już sam domek, w którym mieszka jest
swoistym cudem natury, zbudowany skromnie, ale bardzo przemyślnie, z
całkiem sporą przestrzenią na pracownię i warsztat w najprawdziwszym
ogrodzie, którego kolorytu nie jesteśmy w stanie tu opisać. Do tego
potrzeba, chociażby obrazów i wyobraźni artysty z małego miasteczka, o
zacięciu botanika, naukowca, rzemieślnika, alchemika i psychologa w
jednym. Na pewno pominąłem wiele, nieświadom złożoności zagadnienia tej
twórczości. Wchodząc z tej pięknej przestrzeni pracowni do ogrodu
wyobraźni Sebastiana, napotykamy swojskie przedmioty, niby opuszczone
niby używane jeszcze, zardzewiałe wanny, wózki, naczynia, zabawki,
narzędzia stolarskie, studnie i inne stare rupiecie o secesyjnych często
kształtach, wszystko to cudownie rozdysponowane w zaroślach, gdzie pod
warstwą zieleni czai się świat drobnej fauny. Każdy taki motyw jest
pretekstem do podróży artystycznej, intelektualnej i duchowej dla
Sebastiana. Czasem to jest refleksja dotycząca ludzkiego życia,
filozoficzna notatka dostrzeżona we własnych doświadczeniach, w
codziennym życiu. Może to być czyjaś myśl, cytat znany z kultury
powszechnej, skonfrontowany z własnymi obserwacjami. Ten mikroświat
własnego domu i ogródka to swoiste laboratorium, lustro, w którym
odbijają się niczym obłoki, uniwersalne powidoki świata duchowego, który
niezmiennie panuje nad nami i rozgrywa wciąż własną grę, w której
uczestniczymy. Zanurzeni w podobnych problemach, schematach, mirażach,
zagrożeniach, łatwo dostrzeżemy w sztuce Franzka
swoje doświadczenia. Uniwersalność dostrzeżona w prowincjonalizmie jest wartością, prowincjonalizm zauważony w Uniwersum tym bardziej. I na to drugie potrzeba dodatkowo poza bystrością również odwagi i niezależności. Są rzeczy i zjawiska, tendencje, które szczególnie w ostatnich latach nasilają się i w różnych częściach świata w podobnej skali. Ciekawe, że pojawiło się wiele fobii, bardziej i mniej realnych zagrożeń, i są one podobnie dostrzegane w różnych częściach świata. Badanie takich fluktuacji wchodzi w zakres wrażliwości malarza z Niemiec. I jak się wydaje, nie jest to jego szczególną ambicją śledzenie tych zmian, ale raczej nie daje się ich ominąć w jego trzeźwej obserwacji. Jako obserwator doskonale odnajduje się w świecie duchowym, jest swoistym reporterem ludzkich myśli, uczuć, serc. Niczym promieniami Roentgena, prześwietla duchowość XXI w. W jego obrazach można się czasem przeglądać jak w lustrze, krzywym zwierciadle psychoanalityka. Obawiam się, że diagnozy, które stawia, są niebezpiecznie aktualne i będą w najbliższej przyszłości niezwykle realne. Sebastian pomimo swojej natury naukowca ma duszę domatora i
lgnie do sielankowej, bezpiecznej przystani, jaką jest własny dom,
rodzina. Jeżeli dostrzega gdzieś potworki współczesności, poubierane w
sztuczne sarkastyczne maski, to widzi w nich intruzów, którzy przyszli
spoza sielankowego świata, który udało mu się stworzyć w wyobraźni i w
rzeczywistości swojego życia, które dostał od Boga Ojca. A jeśli nawet
do końca tego nie dostrzega, to jestem dziwnie spokojny, że On
poprowadzi swego syna, działając na jego intuicję realisty.
Nadprzyrodzoną drogą.
Tekst: Marcin Kędzierski.