czwartek, 23 czerwca 2016

„Prace sezonowe” Krzysztofa Klimka w Otwartej Pracowni.

Życie kulturalne społeczeństwa każdej epoki, nawet jednego pokolenia lub chociażby małego środowiska, aspirującego do roli opiniotwórczej, podlega nieustannym zmianom i ma swój wpływ na bieg historii. Związek ten na co dzień być może niezauważalny a najczęściej lekceważony i bagatelizowany nie tylko przez polityków czy ekonomistów, ale również przedstawicieli samego świata kultury, jest niezwykle istotny i brzemienny w skutkach. Wbrew pozorom to nie jest obojętne czy obraz, który karmi naszą podświadomość z drugiego trzeciego planu naszej codzienności, ma sens, czy jest tylko wygłupem, dekoracją lub bluźnierstwem. Nie jestem teoretykiem psychologii obrazu, ale wydaje mi się, że każdy obiekt bez względu na to, czy jest czyjąś własną projekcją, czy jego obecność jest wynikiem innych, niezależnych od nas okoliczności podlega z naszej strony nieustannie analizie i zaprząta swą obecnością nasz umysł. Dlatego ważną rzeczą jest kultura patrzenia i świadome dobieranie, selekcja obrazów nam towarzyszących tak jak nie powinien być przypadkiem dobór lektur, które budują nasz świat intelektualny i duchowy. Mam na myśli również margines eksperymentu, biorąc pod uwagę pozycje, które przed analizą mogą wydawać się niewiadomą lub prowokacją. Przy mocnych podstawach kulturowych i intelektualnych zgłębianie nowych horyzontów powinno odbywać się z pożytkiem dla nas. Co, jednak jeżeli brak nam tej równowagi, bazy, która buduje naszą świadomość lub kiedy ta baza zostaje brutalnie złamana i zastąpiona dowolnym kalejdoskopem propozycji ze światowego rezerwuaru popkulturowego. Wtedy pozostaje błądzenie we mgle, z którego wydobyć nas może zimny prysznic codzienności daleki od elitarnych salonów lub dobrej jakości propozycja artystyczna, jaką przedstawił niedawno Krzysztof Klimek w Otwartej Pracowni.
Czy można namalować dziś chałupę? Przystoi artyście takie wyzwanie? Wschodnioeuropejskie wynalazki budowlane, zakomponowane bezmyślnie przez ludzi prostych w jakże przewidywalnym i nieegzotycznym krajobrazie. A może wstyd nawet się przyznać, że to nasza współczesna odpowiedź na holenderskie pudełeczka całkowicie zarządzane przez japońską elektronikę, z równym rytmem elektrycznych wiatraków na horyzoncie. Co jednak powiedziałby na to jakiś malarz, niekoniecznie krajowy, bo to wstyd, ale może zagraniczny. Tych, co prawda już niewielu a najlepsi wymarli, jeżeli jednak malarstwo to przereklamowany relikt a sztuka krajobrazu to przeżytek to czemuż nie możemy sobie podywagować. Otóż co zrobiłby Paul Cézanne, gdyby zobaczył taki krajobraz. Czyż nie jest to doskonały motyw dla tego mistrza kompozycji. Francuz szczególną wagę przykładał do budowy płaszczyzny obrazu. Kompozycję konstruował w matematyczny wręcz sposób z prostych o określonych kierunkach, zbiegających się w punktach kulminacji i tworzących najprostsze bryły, głównie trójkąty. Bryły i kierunki powodując wzajemne napięcia, rytmicznie prowokują nasz umysł do refleksji. Taka kompozycja oparta o strukturę trójkątów już sama w sobie jest ciekawa plastycznie, a wzbogacona o kolor staje się niewyczerpanym źródłem zderzeń, kontrastów, harmonii kolorystycznych. Taki kalejdoskop, dobrze zobrazowany przez artystę za pomocą czytelnych gestów jest dla osoby wrażliwej na sztukę wszystkich czasów nie tylko ucztą estetyczną, ale też kroniką wyszukanych i naturalnych barw, zapachów, faktur czy materiałów. Barwy ziemi, trawy, piasku czy betonu to pretekst do opisania miejsca kształtowanego codziennie ludzką ręką, ze wszystkimi mankamentami, pomimo przeciwności lub właśnie z wykorzystaniem walorów miejsca stworzonego przez Boga. To właśnie on daje o Sobie znać, chociażby za pomocą ciepłego światła wydobywającego z najlichszych nawet zarośli i rowów, ukazując kolejne niezdefiniowane dotąd przez naukowców wartości pantone xx-xxxx.­ Są tu też relikty ludzkiego umysłu w postaci nieporadnej architektury, posiłkowanej najprostszymi materiałami dostępnymi w okolicy, ale i one w swej strukturze wykazują cechy boskie, przemycając od czasu do czasu jakiś ludowy wynalazek, który lepiej się sprawdza od promowanych nowości.
Wszystkie te uroki dostrzec można na co dzień, choć nie jest to łatwe. Wymaga jasnego umysłu i kultury obserwacji. Dobry malarz pomaga zaobserwować i nazwać te wydarzenia w dostępną mu wrażliwością. Dzięki Bogu są jeszcze tacy, którzy widzą cokolwiek poza ekranem monitora. A ile jest jeszcze do zobaczenia On tylko raczy wiedzieć. Gdzie go szukać ? Wszędzie. Klimek go dostrzegł w zwykłym wiejskim krajobrazie.

Czy można namalować las? Temat arcypolski tak dobrze reprezentowany w naszej literaturze jakoś dziwnie jest nieobecny we współczesnej plastyce. Poza Leonem Tarasewiczem, który jak wiadomo, odwołuje się do białoruskiego pochodzenia, nasi rodzimi twórcy rzadko dostrzegają walor tego charakterystycznego skarbu ziem polskich. Dobrze fenomen tego wyjątkowego na skalę europejską bogactwa kulturowego opisuje w swym eseju p.t. „W sprawie grzybobrania” słusznie chwalona za swój błyskotliwy debiut Marta Kwaśnicka. Oto fragment tego tekstu:
„Krajobraz jest w tradycji każdego narodu rzeczą szczególną. Wydaje się, że ten fakt umyka polskim historykom. Książek próbujących odkrywać napięcie pomiędzy tożsamością Polaków i kształtem ich krajobrazu wciąż jest u nas niewiele. A taki związek istnieje - chociaż, prawdopodobnie, aby go sobie uświadomić, trzeba wyjechać z Polski na dłużej. Trzeba zatęsknić....wyobraźmy sobie młodego Polaka w Rzymie z czasów Michała Anioła, godnie przybranego w czapkę uczonego i jednocześnie noszącego długi płaszcz, szablę u pasa i wysokie buty opinające łydkę-co stało się ulubionym stylem polskiej szlachty. Taki strój miał głosić ich pochodzenie od antycznych wojowników z północno-wschodniej europy pokrytej lasami i poprzecinanej rzekami, identyfikowanych przez Tacyta z Sarmatami-opisuje z przejęciem Simon Schama w swojej znakomitej, błyskotliwej książce „Landscape and Memory”. Owym Polakiem, który tak godnie reprezentował w Wiecznym Mieście dumę sarmackiego pochodzenia, był Mikołaj Hussowski (Hussovianus), poeta opisujący po łacinie piękno puszczy rosnącej w Rzeczpospolitej i niezwykłą potęgę żubra. Skrawek wielkiego, staroeuropejskiego lasu, ocalały na naszych ziemiach, stał się - według Schamy- źródłem poczucia naszej narodowej odrębności. To z tej perspektywy obywatel rzeczpospolitej Obojga Narodów mógł z dumą spoglądać na głęboko ucywilizowane, południowe kraje, zupełnie pozbawione pierwotnej dzikości... Niezgłębione knieje są więc niejako źródłem poczucia polskiej wolności i niezależności. Widać to w leśnych, powstańczych mogiłach i tradycjach walki partyzanckiej; widać w najważniejszym dziele, jakie kiedykolwiek zostało napisane po polsku. Wystarczy przejrzeć Pana Tadeusza, żeby przekonać się, jak ważną rolę odgrywa w nim puszcza.”
Okazuje się, że zagubiliśmy po raz kolejny wiarę w siebie i dopiero przykład z zagranicy wydobywa nas z otchłani zakompleksienia oraz wyuczonego małpo naśladownictwa. To że Holendrzy nie malują puszczy to jest zrozumiałe, ale Polacy ? Na szczęście nie wszyscy i za to pochwała dla Krzysztofa Klimka, który śmiało wyrusza ze sztalugą w plener, nie bacząc na lekceważące pomrukiwania salonu.
Czy można namalować pejzaż za oknem ? Można, sam to robię od lat. Dla malarza to, co za oknem jest często pierwszą i najświeższą inspiracją. Nawet abstrakcjoniści przyznają się do tego. Temperatura dnia, światło kształtujące kolor i bryłę tej największej martwej natury jest i było bezpośrednią inspiracją twórców wrażliwych na formę, którym farby w pracy nie zawadzają. Jest jeszcze inny aspekt, równie inspirujący, który zahacza już o drugi obok formy wyróżnik sztuki-treść. Dostrzeże go bystry obserwator na każdym krakowskim czy innym osiedlu. Mam na myśli życie rozgrywające się w pejzażu rozpościerającym się za oknem. Jest to niezmiennie pasjonująca czynność, tak spoglądać na anonimowych nawet ludzi, którzy, jak w obrazach renesansowych Breughla czy bliższych nam czasowo i geograficznie płótnach Gierymskiego zapełniają swymi codziennymi czynnościami przestrzeń rozciągającą się między horyzontem a naszym parapetem. Przestrzeń ta niczym mapa ma swoją charakterystykę, kulminacyjne i strategiczne punkty jak np. szereg parkingów czy sklep Alkohole 24 h na dobę. Podobnie jak w obrazie z Gospodarstwem mamy tu do czynienia z mikrokosmosem bliskim nam czy dalekim, ale na pewno dobrze znanym, w którym nie ma miejsca na fałsz, przekaz jest dokumentalny. To jest najpewniejszy dziennik, rejestrator, któremu możemy zaufać bez pudła w przeciwieństwie do pudełek z monitorami masowo oglądanymi w dawnych czasach i dziś. Obserwując świat za oknem, możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy słowa znanej Pani „żeby było tak dobrze, ja było dotychczas” mają dla nas sens. I takie właśnie pytania stawia też Klimek obok wielu innych, zakodowanych w odwiecznym języku naszych dusz, którego znaczenie budowane przez wieki tradycji i doświadczeń wcale nie jest dane na zawsze. Możemy go utracić lub zastąpić dobrowolnie innym, wypracowanym na potrzeby propagandy, komercji itp. Jest tego sporo i zaśmiecają nasze umysły dzień w dzień. To tu rozgrywa się nasze życie, a nie w umysłach ideologów kontrkultury, którzy zdominowali dziś dyskusję w bezradnym w większości środowisku krytyki artystycznej, w którym tlą się jeszcze ogniska buntu. Bez malarstw i otwarcia okien wszelkie dysputy sczezną na niczym. Będzie tak jak jest-nuda. Czas zacząć prace sezonowe. Otwórzmy okna i wyjdźmy w plener, wiosna za pasem. Więcej powietrza !

Prace sezonowe” - wystawa Krzysztofa Klimka w Otwartej Pracowni (Maj, Czerwiec 2016)

Marcin Kędzierski

7 komentarzy:

historia sztuki pisze...

Marcin, dziękuję za tekst i informację o wystawie p. Klimka. Fachowe omówienie, piękne obrazy, wielka wrażliwość, radość dla oka i... znowu rozczarowanie, ale to tylko moja wina. To tylko moja wina, ale co mam robić. Ty jesteś malarzem, możesz pisać o malarstwie jak malarz. Ja nie znam się na malarstwie, mogę tylko oglądać. Nie znam się na sztuce, ale zajmuję się historią sztuki i tak już jestem zmęczony estetycznym śmieciem zasypującym rynek i przysypywanym semantycznym bełkotem, że gdy trafiam na coś wartościowego, to jestem rozczarowany, że to jeszcze nie KONTRREWOLUCJA. I zaczynam się czepiać nawet świetnych obrazów. Może nie mam racji, ale może mam rację. Nie będę pisał o warsztacie, estetyce itp. Klimek to świetny malarz i nie dziwię się, że wystawia w Otwartej Pracowni, bo to chyba jedno z ostatnich miejsc dla artystów. Napiszę o czymś innym.
Znam Twoje obrazy i nie dziwię się, że podoba Ci się sympatia, z jaką Klimek traktuje zwykłą rzeczywistość. Nie jest moją sprawą oceniać wybory tematyki, jakich dokonuje artysta. Ale mam prawo szukać tego, czego szukam. Wielka sztuka nigdy nie pokazywała rzeczywistości takiej, jaką ona jest. Wielka sztuka tworzy symbole. Wielka sztuka jest zawsze sztuką religijną. Teraz rozbolą Cię zęby - ostatnią wielką sztuką był socrealizm (jeśli ktoś będzie po tym robił głupie wpisy, nie kasuj ich). Ja mam kult malarskiego warsztatu, dlatego wpatruję się z nabożnym podziwem w niderlandzkie martwe natury i pejzaże, chociaż wydaje się, że to jest obraz zwykłej rzeczywistości. Nic błędniejszego. To też były symbole, których już dzisiaj nie umiemy odczytać. Kiedy więc patrzę na obrazy Klimka, to z jednej strony podziwiam, ale z drugiej strony czegoś mi brakuje.
Sztuka jest zawsze odbiciem idei i nowoczesna sztuka, gdy zajęła się zwykłą rzeczywistością, utraciła wagę symbolu, bo co to za idea - rzeczywistość?. Interpretacja stała się wizytówką artysty, ale artysta to nie jest żaden interesujący temat dla sztuki. Czysto estetyczna przyjemność widza to też nie jest żaden cel dla artysty (chociaż jest to cel dla dekoratora). Klimek za dużo potrafi, żebym zaakceptował to, co zobaczyłem na reprodukcjach. Nie widziałem całości wystawy, ale z ogólnych ujęć wnioskuję, że są tam rzeczy, które zapowiadają coś znacznie więcej (jeśli możesz, opublikuj inne obrazy).
No dobrze, ponarzekałem. Wiem, że Wy artyści jesteście w strasznej sytuacji - wszystko, co wartościowe musi być dzisiaj tworzone wbrew. Zresztą, nie wszyscy artyści muszą chcieć robić kontrrewolucję, ale w dzisiejszych czasach ktoś ją musi zacząć. Dobrze, że OP pokazuje takie rzeczy. To towarzystwo ma potencjał wielkiej sztuki, ale na wielką sztukę składa się wielki warsztat i wielkie tematy. Warsztat macie, szukajcie tematów. Ikony baranów malował już Warhola - zresztą artysta wielki, ale bardzo smutny.
A teraz możecie na mnie wieszać psy, ale wybaczcie, bo nie wiem, co czynicie:).
Dla p. Klimka i dla OP gratulacje.

historia sztuki pisze...

Zapomniałem się podpisać - Krzysztof Karoń

Marcin Kędzierski pisze...

To ciekawe co Krzysztof piszesz. Tyle wątków których przytoczyłeś nawet nie umiałbym w jednym poście skomentować. Może zacznę od pierwszego. To bardzo istotna uwaga, sama rzeczywistość jest punktem wyjścia do kreacji, opowieści, budowy czy szukania symboli. Myślę że jednak taka drobiazgowa lub syntetyczna obserwacja jest niezbędnym wstępem do drugiego etapu o którym mówisz. Symbole trzeba znaleźć i odczytać, a natura którą poznajemy i próbujemy opisać jest ich miejscem obecności. Dlatego takie malarstwo - dobry warsztat i wnikliwa obserwacja jest chyba najlepszyą drogą do ich poszukiwania. Do tego dochodzą równie ważne czynniki pozaplastyczne - religijne czy nawet literackie. Dla nas jednak-malarzy, obraz widzialny jest pierwotną inspiracją. I ja w takich obrazach znajduję już pewne symbole takie jak światło-fundamentalny symbol religijny jeszcze z epoki gotyku. Dziwnie wyrugowano je z współczesnej sztuki w dużym stopniu. Są tam zaczątki symboli w obrazowaniu krajobrazu, dla mnie niektóre elementy i plamy to uniwersalny kod odczytywany w każdych warunkach na różnych obrazach. Starałem się troszkę to opisać w pierwszej części tekstu, te wszystkie wertepy, domki, natura to już gotowy pretekst . Fakt że dopiero teraz można by się pokusić o ich głębsze ukazanie, dokładniejsze odczytanie. To jest wyzwanie które warto podejmować. Giotto malował pejzaż uproszczony i geometryczny, jak klocki w dziecięcym teatrzyku. Herbert wspominał o tym, i dopowiedział potem że jak sam poznał włoski krajobraz to uświadomił sobie że te geometryczne uproszczenia to- czysty realizm. W każdym razie symbolika to najwyższa szkoła jazdy i w tych zawodach też trzeba startować. Masz rację.

Unknown pisze...

Ciekawe omówienie wystawy Krzysztofa Klimka przez Marcina Kędzierskiego. Malarz spogląda na obrazy innych malarzy swoim okiem, znajduje w nich coś wspólnego ale i wkłada w ich odbiór swoją wrażliwość, kształtującą się także wobec zmiennej, obserwowanej rzeczywistości. Tym czymś wspólnym jest zawsze rzeczywistość. W tekście Marcina Krasonia interesujący i dający do myślenia jest problem symbolu i stojącej przed nim (czy też za nim) idei, w sztuce współczesnej. Sztuka, która zajmuje się rzeczywistością bez myślenia symbolicznego rzeczywiście traci wagę bo staje się lekka jak i ta rzeczywistość. Czy jednak prawdą jest, że "nowoczesna sztuka, gdy zajęła się zwykłą rzeczywistością, utraciła wagę symbolu". Wydaje mi się, że nie dotyczy to całej sztuki nowoczesnej (chyba, że rozróżnić współczesność od nowoczesności), bo akurat zajęcie się rzeczywistością, nawet tą zwykłą, a nawet przede wszystkim tą zwykłą, jest zadaniem dla sztuki współczesnej z punktu widzenia sakralnego. Pisał i mówił o tym Jerzy Nowosielski, powołując się na Dostojewskiego, że "piękno zbawi świat", oraz, że rolą sztuki jest przenosić rzeczywistość na wyższe poziomy świadomości, ku rzeczywistości zbawionej. Moim zdaniem symbol poprzez sztukę może rzeczywistość zbawić od jej banalności, sięgając właśnie nawet po banalne tematy. Czy temat musi być wielki jeśli większy od niego jest symbol?
Jacek Dłużewski

historia sztuki pisze...

Do Jacka Dłużewskiego
Oczywiście używając pojęcia "sztuka nowoczesna" dopuściłem się zbytniego uproszczenia. Nie ma tu miejsca, ale w największym skrócie: odwrót od impresjonizmu doprowadził malarstwo do fizjologicznej abstrakcji lirycznej (koniec do Pollock), figuratywnego ekspresjonizmu symbolicznego (koniec to Bacon) i do okultystyczno-symbolicznej abstrakcji geometrycznej (koniec to Malewicz). Nie będę tu wciskał Hoppera, bo to dłuższa historia, ale to też symbolizm. Dla mnie sztuka nowoczesna to niemal wszystko między impresjonizmem a stochastycznym Cage'm i akcjonizmem. Dalej to sztuka współczesna, czyli nowomarksistowska sztuka krytyczna i dla mnie to nie jest już sztuka, tylko psycho- i socjotechnika.
Ja sobie mogę tak pisać, bo nie jestem artystą.
pozdrowienia
Krzysztof Karoń vel Marcin Krasoń

Unknown pisze...

Do Krzysztofa Karonia
Bardzo przepraszam za to przejęzyczenie z nazwiskiem, proszę o wybaczenie. Wracając do rozróżnienia między sztuką nowoczesną a współczesną, to w tym określeniu ram ich występowania, istotnie, w sposób ogólny, tak jest. Sztuka nowoczesna wypracowała język modernistyczny i działo się to głównie w klasycznych dyscyplinach, w muzyce, malarstwie, rzeźbie. Teraz artyści mogliby korzystać z tych osiągnięć dla wyrażania współczesnych treści. Ale wydaje mi się, że należy to jednak do rzadkości ponieważ jest problem z treściami. Ideologia jest treścią fałszywą, nie jest treścią transcendentną, brak jej wiary w Byt(?)wyższy niż ludzki. Norwid na ten temat pisał: „Ideolog realność popsowa, bo wariat jest”. Mamy więc, my malarze, realność, język i treść. Ideologowie mają swoje idee, które artystom wszelkimi możliwymi sposobami próbują wtłoczyć, artystów do tych idei dopasować i dobrać a później robić z nich gwiazdy, a sami się tym sztucznym blaskiem pysznić. Prawda jednak nie bije światłem fałszywym, ona jest, w rzeczywistości. Na koniec jeszcze chciałbym wrócić do sztuki współczesnej i nowoczesnej. Współczesność określana jest w zasadzie jako postmodernizm a nowoczesność jako modernizm. Zadziwił mnie jakiś czas temu pewien student z Grecji (ojczyzny ikony)przebywający na stypendium w Polsce. Kiedy na zajęciach pokazywałem studentom przykładowe albumy malarstwa, w tym mały katalog z reprodukcjami Jerzego Nowosielskiego, ten student przede wszystkim zachwycił się tym malarzem, nie znając i nie słysząc o nim wcześniej nic. To, co było dla niego szokujące, to używanie przez Nowosielskiego języka modernistycznego przy malowaniu współczesnych ikon. Reakcja tego studenta była dla mnie bardzo odświeżająca.
pozdrowienia
Jacek Dłużewski

Marcin Kędzierski pisze...

Dostałem odpowiedź na maila z recenzją od Pani Marty Kwaśnickiej-autorki eseju „W sprawie grzybobrania” który cytowałem w recenzji. Pochwaliła pracę Krzyśka, dostrzegając nawet w ostatnim obrazie klimat breughlowski. Cytuję: „Obrazy Krzysztofa Klimka wydały mi się bardzo ciekawe - rzeczywiście Klimek bierze polski krajobraz takim, jaki jest,i udowadnia, że on jest ciekawy. Szkoda jedynie (ale moja uwaga nie musi być słuszna), że na obrazach wśród budynków nie ma ludzi - to nadałoby obrazom wymiar bardziej humanistyczny. Widok z rurą ciepłowniczą, gdyby były tam postaci ludzkie, byłby prawie breughlowski.”

Polecamy ...

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. ...