sobota, 19 kwietnia 2025

Pochwała Światła

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem:
ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód,
a Duch Boży unosił się nad wodami.
Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość. Bóg
widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg
światłość dniem, a ciemność nazwał nocą.
Rdz 1, 1 – 2, 2

Pochwała Światła. M Kędzierski 2025

Cień dziś jest w modzie. Jest wręcz ostentacyjnie promowany. Dotyczy to naszych zachowań, przyzwyczajeń, codzienności. Nie w przyrodzie, gdzie od zawsze równowagę zapewnia nieustannie naprzemienna wędrówka słońca, dzień i noc, wyznaczające rytm świata i czasu. Tu jest od zawsze consensus. Mam na myśli jednak nasze dusze, intencje, ambicje, zainteresowania. Zadziwiające, właśnie zaczyna się kolejna wiosna, na drzewach wysypały się piękne kwiaty, ciepłe promienie na twarzy napawają radością i nastrajają życia. A na ulicach całe tabuny młodzieży w czarnych kontrkulturowych mundurach, ciężkie buty, poszarpane kolana, nawet trupia biel twarzy młodych dziewczyn zdaje się jedynie kontrastem do farbowanych fryzur. Jakieś pół wieku temu w tych samych miejscach o tej porze roku zachwycały dziewczęta z jasnych pastelowych sukienkach. Naturalne, uśmiechnięte, nawet bez słów. Kto dziś widział nastolatkę w białej sukience, nakrapianej w kwiatki ? Która dziewczyna zachowuje naturalny kolor włosów, nawet niech to będzie ciemny blond. Jest i tak dobrze, jak widzimy brzoskwiniową nóżkę lub ramiona bez grama tatuażu. Granatowo, fioletowe bohomazy na rękach, twarzach, szyi nikogo już nie bulwersują. Czerń przenika do krwiobiegu, wtapia się przez skórę do serca i duszy. Jesteśmy tatuowani agresją i banałem. To samo z dźwiękiem. Głośne śmiechy lub agresywne docinki, nie zrobisz zakupów bez wysłuchania pop rockowej sieczki przyprawiającej o mdłości. Kupowanie na ogół stało się przykrym przymusem, kiedyś wszak było przyjemnością, ba, nagrodą rezerwowaną na specjalny czas. Chociażby taka księgarnia, tam nie zrobisz sensownych zakupów, jeśli przeszedłeś bez konkretnego celu. Natłok agresywnych tytułów i kolorowych okładek zabija resztki myśli i wrażliwości. Kto pamięta biblioteki pełne jasnych książek, ciepłych i cichych, poustawianych obok siebie niczym gołębie na parapecie. Wzrok zawieszał się na dwóch literach w pół słowa, otwierały się całe oceany wyobraźni. I to wszystko zanurzone w dyskretnych promieniach słońca wpadających do pomieszczenia przez szeroką witrynę. Promyk słońca padający na drukowany tekst jest początkiem myśli, które przemieniają duszę, dając niematerialną strawę wprost z natury. Czy ktoś to jeszcze dziś doświadcza ? Myślę, że jeszcze tak.

Są też podobne powidoki, koncert fortepianowy w parku, cudowne dźwięki, które nie tylko nie przeszkadzają, ale podkreślają piękno otoczenia. Szpaleru drzew, otaczających oczko wodne, w którym odbija się radośnie błękit nieba usiany cumulusami. Ten koloryt, te rytmy, dostrzegalne natychmiast w harmonii przyrody. Wieczór i noc są dziś celem i ambicją. A czy ktoś z was wie, jak smakuje poranna kawa z drożdżówką na Stalowej, w praskiej manufakturze „Rano” gdzie tak jak przed laty wypieka się jeszcze prawdziwy chleb, a mleko ma naturalny smak.

Obawiam się, że coraz mniej takich miejsc, a mrok i przewidywalność opanowuje coraz szerszy zakres przestrzeni naszego życia. Lubiłem w młodości przejażdżki po mieście, najlepiej tramwajem, w biały dzień, gdzieś po zielonych przestrzeniach Mokotowa czy Żoliborza, Powiśla. Można było na przykład odsunąć szybę i poczuć wiatr na twarzy. Nawet przez zabrudzone szyby widać było zieleń parków, szyby okien, balkony, ludzi na uliczkach. A już przejazd mostem nad Wisłą urastał niemalże do mistycznego przeżycia.
Dziś przyciemnione szyby tramwajów niby ukazują jeszcze przestrzeń poza, ale jest ona zadymiona, nieczytelna. Pasażerowie nie podziwiają już widoków za oknem, zanurzeni w ekranach swoich smartfonów. Ich świadomość jest kontrolowana przez dostawców Internetu. Chyba kompletnie straciliśmy poczucie rzeczywistości, już nie wiadomo, jaką mamy porę roku ani dnia. Żyjemy tym, co jest spreparowaną dla nas specjalnie fikcją. Propagandą. Żyjemy w ciemności.

Zapomnieliśmy, po co nam słoneczny dzień, powietrze, przestrzeń. Ile siły daje jasny poranek, spacer po parku, wyjazd za miasto. To każdy być może jeszcze wie, tylko że nie stać już nas na to. Bardziej opłaca się zostać i pilnować interesów w przeludnionym mieście. Nawet mecze oglądamy w ciemnym pubie, zalani alkoholem, wysłuchując wycia podrabianych kibiców w londyńskich uniformach. Przykładów można podawać tysiące innych. Nawet w domu największe zainteresowanie ogniskują czarne ekrany, rzadko kiedy spojrzymy przez okno, lub do jasnej książki, która otwiera przestrzenie dla wyobraźni niedostępne w mediach elektronicznych. W każdej dziedzinie. Sport, kultura, biznes, życie towarzyskie, mieszkalnictwo, handel, rozrywka. Wszędzie najmodniejszy jest półmrok, cień, szarość zanurzona w czerni. Umieramy.

A przecież życie jest światłem. Od samego początku. Ostatnio naukowcy zaobserwowali niewielki błysk światła, znany jako „cynkowa iskra”, dokładnie w momencie, kiedy plemnik zapładnia jajko. Ten wybuch jonów cynku, niewidoczny gołym okiem, dostrzegalny jest pod specjalistycznymi mikroskopami. Jest sygnałem, że jajo zostało pomyślnie aktywowane. To jedna z pierwszych widocznych oznak życia – dowód na to, że nawet nasze początki błyszczą. Światło objawia się w okoliczności życia, narodzin, cień jest zapowiedzią śmierci. To od nas zależy, w którą stronę podążymy. Po śmierci też.

Marcin Kędzierski


Pochwała Światła , 18-tka.



6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dziękuję za te obserwacje. Bardzo potrzebne!

Bractwo Św. Franciszka pisze...

Dziękuję, komentarze też jak najbardziej mile widziane.

Anonimowy pisze...

Piękny tekst Marcinie, dziękuję, wszystkich kolorów Światła życzę, Nona

Krzysztof Ligęza pisze...

Ciekawy tekst, w duchu franciszkańskim. Mając na uwadze wspólny, prasłowiański pień i etymologię wyrazów „świat“ i „światło“, mógłby mieć alternatywną nazwę „Pochwała świata“. Również w nawiązaniu do słynnej „Pieśni słonecznej“ św. Franciszka...

Myślę, że trzeba odróżnić kwestie kulturowe, a zwłaszcza pewne matryce, które są nam usilnie wtłaczane (by nie rzec wprost – programowane), a następnie bezmyślnie powielane w obyczajowości i kulturze masowej, niemal zupełnie wypranej z refleksji nad sensem życia, od pewnych wyborów w kontekście estetyki.

Symbolika nocy i cienia w tekstach kultury jest bardzo pojemna. W zasadzie to chyba jedynie w religiach ludów irańskich (np. mazdaizm, a później manicheizm) ciemność i cień były symbolami o konotacjach jednoznacznie negatywnych. W starożytnym Egipcie i Grecji ciemność to zaświaty, pierwotny chaos. Ale też noc to rzeczywistość poprzedzająca i wykraczająca poza doczesność, sfera tajemnicy, misteriów i komunikacji ze sferą boską. W Starym Testamencie pojawiają się toposy o cieniu i nocy w kontekście nicości, marności, grzechu, czy śmierci. Są jednak również pozytywne fragmenty o Bożym cieniu, który daje wytchnienie, odpoczynek, zapewnia bezpieczeństwo. Niezwykle ciekawa symbolika pojawia się z kolei w Nowym Testamencie. Tam cień, kładąc się na teraźniejszości, rzutuje na przyszły kształt rzeczy. Jest wskazówką skierowaną w przyszłość. Zaskakujące, prawda? Nie można zapominać oczywiście o tym, że oba najważniejsze święta w naszej religii wiążą się z nocą, co jest niezwykle istotne.

Warto również pamiętać o wpływie neoplatonizmu na chrześcijańską mistykę i sztukę. Światło pełniło w nim niezwykłą rolę, takoż jak i coincidentia oppositorum. Światło ma swój zakres widzialny, jak i niewidzialny. Chrześcijański neoplatonik, Pseudo-Dionizy Aeropagita, spopularyzował pojęcie "Boskiej ciemności" („Teologia mistyczna“) i „świetlistej ciemności“ („Imiona Boskie“, „Listy“). W języku paradoksu ciemność wyrażała sacrum oraz transcendencję Boga. W takim duchu o nocy, która ma zarazem charakter zasłaniający i odsłaniający, pisał św. Jan od Krzyża, u którego noc jest drogą do oczyszczenia i spotkania z Bogiem.

Wracając jeszcze do „Pieśni słonecznej“. Jest tam fragment, który nadal daje dużo do myślenia:
„Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną, przed którą nikt z żyjących ujść nie może“. I zaraz dodaje: „biada umierającym w grzechu ciężkim“.

Co dzisiaj może przebić się do świadomości przebodźcowanych więźniów doczesności? Oto jest pytanie...

Bractwo Św. Franciszka pisze...

Dziękuję Panie Krzysztofie za tą bardzo pojemną analizę. Odwołania do wielu głębokich źródeł. Symbolika światła i cienia są ze sobą związane nierozerwalnie jak życie ze śmiercią. Niewątpliwie bez Cienia nie moglibyśmy dostrzec światła. Każda droga wymaga wysiłku, drogowskazu, a nasze życie już od samego początku jest poszukiwaniem światła w ciemności. Ciemność jest doświadczeniem każdego człowieka aż do śmierci, a światło bywa ulotne. Watro jednak wybrać ten stały kurs na jego wypatrywanie. Kontrast daje nam skalę porównawczą, kształtuje umysł, dzięki niemu doświadczamy refleksji. Znam też osobiście zalety cienia. Wiem, co dostrzegłem w czasach harcerskich że ciemność jest równie nieprzewidywalna dla agresora jak i dla zagrożonego. Dla obu jest kamuflażem, a dla wprawionego oka bywa nawet czytelna i zapewnia kontrolę sytuacji. Światło inaczej, jest wybawieniem, wskazuje nieomylnie co nas otacza, jest z drugiej strony kłopotliwe, odsłania nasze mankamenty, zmusza do pracy nad sobą, w świetle jesteśmy widziani przez wszystkich. Pan Bóg namawia nas jednak do wysiłku, powoli prowadzi do Siebie. Uczy że lepiej być poddany łasce światła niż pozostawać w azylu cienia. To trudne , ale droga do Ojca musi być taka. Lepiej nawet czołgać się do Niego niż pozostawać w pozornym komforcie strefy cienia. W strefie tej nie jesteśmy wcale wolni, władca ciemności zdecydowanie panuje nad swoim światem i nasze dobre samopoczucie jest naiwne.

Bractwo Św. Franciszka pisze...

Dziękuję Nona. Wzajemnie

Polecamy ...

Z głową w chmurach

Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. ...