WINIEN/MA
Nie wiem czy jestem „z pokolenia JP II”. Nie wiem czy coś
takiego w ogóle istnieje. Chyba był to tylko medialny humbug. Poza tym nie
lubię „gromadnych” etykietek. Mogę mówić tylko za siebie.
Jan Paweł II wtargnął w moje życie. Zdemolował je.
Zanim powiem jak, o tym życiu muszę chwilkę.
Zostałem ochrzczony. I tyle. W domu nikt nie chodził do
kościoła. Nawet „ze święconką”. Jedynie babcia słuchała w niedzielne poranki
mszy przez radio. Nie chodziłem na religię. Nic. O dziwo, chyba nigdy nie
uważałem się za ateistę. Ale z całą pewnością nie byłem „wierzącym”. To nie
była letniość nawet. To było bycie kompletnie „obok”.
Koniec podstawówki, kolega w oazowym wzmożeniu (Michał,
czytasz?) podarował mi Pismo Święte. Czytywałem sobie. Głównie Pieśń nad Pieśniami
i Kazanie na Górze. To pierwsze, bo miłosne, że oj rany, a drugie – jakoś
czułem, że to fundamenty, tak, to docierało do łba, te nakazy, że ważne, że szanuję.
Nic więcej.
Kurtyna zapada. Na 21 lat.
Przychodzi przełom marca i kwietnia 2005 roku. Wszyscy
pamiętamy, nie będę powtarzał. No dobra, trochę jednak muszę. Bo to był
absolutnie kozacki numer. „Medialny papież” zrobił, szelma, zbożny show. Gdy tak
umierał „nie na próbę”. Bezwstydnie, na oczach mediów. Zmusił galopujący głupi
świat do wejrzenia w śmierć i otchłań. I – w to co poza nimi. I świat zatrzymał
się. Ucichł. A papież, stopniując napięcie do finalnej perypetii, gasł.
Dziwne odczucie, wtedy, zaskoczenie, że tak się tym
przejmuję. No by niby przecież ani ja „jego” byłem ani on „mój”. Ale swoją
drogą, jak to, tak sobie teraz umrze? Jak to możliwe. Przecież był, gdzieś tam, od zawsze i „na
zawsze”. Co teraz? Co dalej?
Nagle okazało się, że nie zdając sobie z tego sprawy, cały
czas staliśmy na ramionach giganta. Który teraz uchodził ze świata. Opoka wysuwała
się spod nóg. A ja, ku swojemu zdziwieniu, zawisałem w pustce.
A potem ten wiatr (taa, jasne) który swawolił na kartkach
leżącego na trumnie Ewangeliarza i kardynałom nakrycia głowy zwiewał. Znaki?
Nevermind. Pochowali naszego papę.
Ale zacząłem mieć dziwne poczucie, że to nie on, a ja jestem
w grobie. I że „coś trzeba zrobić”. Koniecznie. Ale co. Jak.
To były jakieś mentalne ruchy Browna, maligna, po omacku
szukanie, rozpoznawanie przez zwierciadło nie dość że ciemne, to jeszcze na
kawałki rozpadłe. Nie „z głowy” to było, nie „na skutek przemyśleń”. Z bebechów
bardziej. Bez-wiednie. Ale Paraklet, choć wtedy oczywiście całkowicie
nierozpoznany, już swoje robił. Na konkrecie.
„Może yy… powinniśmy ochrzcić dzieci?” – taka nagła nasza (?)
konstatacja. Teściowa ma dojścia. Parafia (nie nasza) na Woli. Może po znajomości
da się załatwić. Takie było nasze kombinowanie.
Mogliśmy trafić na księdza-olewusa. Albo służbistę.
Trafiliśmy na apostoła.
Potraktował nas słusznie, czyli z dystansem, na krawędzi
obcesowości. „Ale po co Wam chrzest dzieci?” Dla papierka?” My, że ehm, no żeby
dzieci, no ee, nie zostały yyy… potępione. Ksiądz Mirek wzruszył ramionami. Myślicie
że, Pan Bóg nie poradzi sobie ze zbawieniem nieochrzczonych dzieci? Jakby co?
Czemu Wy tego chcecie?
Zmusił nas do tego by wyartykułować pragnienie. Wypowiedzieć,
próbować, nieskładnie jak tylko się da, o co naprawdę chodzi. Z czym przychodzimy. A prawda była taka, że
byliśmy zagubionymi owcami, bez Pasterza. Tak w skrócie. No więc, co mamy
zrobić?
Wpadnijcie za dwa dni, rzucił ksiądz Mirek.
I się zaczęło.
Lato – jesień: nauki. Początek sierpnia 2005 – dzieci ochrzczone.
Październik. Wieczór. Pusty kościół św. Wawrzyńca (ten od Sowińskiego
w okopach). Moja pierwsza w życiu spowiedź. Życia spowiedź.
Pierwsza Komunia, w wieku 36 lat. Podchodzę. Nie wiem czy
się nie wygłupiam. Czy jestem godzien. I nagle. BIG BANG w głowie. W ciszy. Poczucie
fizycznej (fizyczne poczucie?) Obecności. Bóg JEST w kościele. W tym
konkretnym, tu, teraz.
Ach. Więc to tak.
Wszystko wskakuje na właściwe miejsce.
Ślub, 15 października 2005.
Wciąż nie do końca rozumieliśmy, co się wokół nas dzieje.
Ale – się działo.
Niemal cały „pakiet” sakramentów. Ledwie w pół roku.
Szybko poszło.
Ujmując sprawę w kategoriach praktycznych, czysto
księgowych, „winien” i „ma”, jakby nie przymierzać, wychodzi tak:
Następca Świętego Piotra, Karol Wojtyła, Jan Paweł II, Vicarius
Christi – musiał umrzeć .
Żebym się nawrócił.
„Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci”.
Amen, amen.
Tomasz Titkow
***
RABBUNI
A jednak muszę cofnąć się do Wielkiego Piątku.
10 kwietnia 2020. Cały dzień jest mi zimno. Liturgia
Męki Pańskiej odbywa się bez udziału
wiernych. Włożyłam tę wyjątkową sukienkę. Słuchawki przypięłam do komputera. Jestem
gotowa. W ciszy zupełnej rozpoczyna się Liturgia. Wniesiono Króla
Ukrzyżowanego. Zsuwam się z krzesła na
kolana a krótki kabel wymusza głębokie pochylenie. Jesteś!
Po Modlitwie Eucharystycznej Adoracja - „Creeping to
the Cross” – pełznąc ku Krzyżowi. Nie
ma mnie tam, w kościele, przy Jezusie, u Stóp. Nie mogę Go dotknąć. O „drzewo przenajszlachetniejsze(...) jedno,
na którym sam Bóg jest”. Księża koncelebrujący podchodzą procesyjnie do Chrystusa
Wywyższonego na Krzyżu. Powoli zbliżają się i pochyleniem oddają hołd.
Nikt Go nie ucałował. Strach silniejszy od miłości.
I oto ostatni podszedł kapłan wsparty na kulach. Odłożył jedną z nich, potem drugą i opadł na Krzyż, przylgnął obejmując ramionami Jezusa. Przytulił się do Niego, a zarazem wziął Jego w objęcia.
Nagle przypomina mi się pewne zdjęcie.
25 marca 2005 – Wielki Piątek. Pierwszy raz od początku pontyfikatu Papież nie uczestniczy w Drodze Krzyżowej w Koloseum. Jest zbyt słaby. Prosi o przyniesienie mu Krucyfiksu i od razu przytula się do Niego.
O tym właśnie chciałam napisać.
Jan Paweł II pokazał mi jak się nie bać, jak wchodzić w cierpienie, smutek, rozpacz, brak nadziei.
Pomimo strachu.
Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość mi wszystko rozwiązała...
Joanna Jaczewska-Sharma
***
PATRON
16 października 1978,
wtedy się to się zaczęło. Pierwszy dowiedział się ojciec, słuchając radia przy
goleniu w łazience. Pobiegł obudzić mamę, która pierwszy raz nie była z tego
powodu zła. Marcinku, słyszałeś … Polak jest papieżem ! Przebudzony
uśmiechnąłem się podobno i przykryłem cały kołdrą, kontynuując drzemkę. Wojtyła
? Nikt nie znał tego nazwiska.
9 czerwca 1979 r.
Pierwsza wizyta Papieża Polaka w kraju. Tłum na Placu Zwycięstwa wylewa się po
horyzont. Prawdopodobnie byłem tam, ale gdzieś daleko z tyłu, pod drzewem w
Parku Saskim. Jedno raczej pewne, niewiele zrozumiałem i nic nie zapamiętałem.
Tylko ten tłum, wszędzie gdzie okiem sięgnąć tysiące odświętnie i jasno
ubranych ludzi.
Początek lat 80 tych.
Moje bierzmowanie, wybrałem sobie podwójne imię Jan Paweł. To z powodu „Czwórki
z Liverpoolu” a właściwie dwójki liderów. Jan Paweł 2 miał być tu w razie czego
kamuflażem „sprytnej intrygi”. Jakże byłem niedojrzały i naiwny. Kamuflaż
owszem, ale to dla mnie. Potrzebowałem Takiego patrona, a nie miałem o tym
pojęcia.
24 marca 2019. Poranek.
Ledwie przebudzony w słonecznym blasku rozpoznaje na jasnej ścianie ciepłą
rumianą twarz. To On, zjawił się nieoczekiwanie w tym świetlanym seansie.
Teraz już rozpoznaję,
to okładka książki „Przekroczyć próg nadziei ”, którą wczoraj wieczorem miałem
sobie poczytać przed snem, lecz nie zdążyłem nawet zajrzeć. Zwykle czytam
świeckie pozycje, ale z uwagi na Ten dzień sięgnąłem po coś innego. Otwieram na
chybił trafił…
Modlitwę zawsze zaczynamy z myślą, że to jest nasza
inicjatywa. Tymczasem jest to zawsze Boża inicjatywa w nas. Dokładnie tak, jak
pisze św. Paweł „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie
umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach,
których nie można wyrazić słowami” Rz
(8,26).
Zamykam i już wiem
wszystko. Mój Patron po raz pierwszy przemówił osobiście do mnie. Zrobił to w
dniu mojego Zawierzenia Jezusowi przez Ręce Maryi. Potwierdzał, że moje
modlitwy z ostatnich miesięcy były nie tylko wysłuchane, ale wręcz inicjowane z
Góry. Tylko nie proście, nie powiem za nic w świecie, czego dotyczyły. Oko by
wam zbielało, a ucho wywróciło się na druga stronę. No cud.
Marcin Kędzierski
***
Z okazji 100 rocznicy urodzin Jana Pawła II
2 komentarze:
Ja ze swej strony mogę dopisać, iż 8 lat temu obrałam sobie Jana Pawła II jako Patrona mojego życia duchowego i doświadczam Jego mocnego prowadzenia ku Jezusowi.
Jego urodziny obchodziłam w Kaliszu - na rekolekcjach ignacjańskich (był to niezwykły czas i bogaty duchowo ,mimo chodzenia w maseczkach, nawet po ogrodzie i obostrzeń sanitarnych na każdym kroku, najbardziej - w refektarzu).
Joanna K.
Dziękujemy Joasiu, to znaczy że mamy tego samego patrona. Jan Paweł 2 zbiera po latach swoje pogubione często dzieci duchowe i gromadzi pod przewodnictwem Niepokalanej.Dziś to Ona staje się wyraźnie przewodniczką duchową na trudne czasy i chyba już wyraźnie widać co miał na myśli JP2 zawierzając Świat Niepokalanemu Sercu Maryi.
Z Nią spacery w refektarzu wydają się bezpieczne, nawet pomimo maseczki która nie koniecznie jest niezbędna do zachowania zdrowia w takich okolicznościach przyrody.
Drodzy państwo zachęcam do innych świadectw, wierzę ze są jeszcze jakieś osoby które z Janem Pawłem 2 maja jakąś więź duchową. Nawet wspomnienie.
" Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi! "
Prześlij komentarz